poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział IX

Przepraszam Was, że rozdział jest tak krótki i trochę słaby. Ale niestety musiałam przejść jakoś przez ten moment opowieści i nie zdradzić wiele. Obiecuję, że następny będzie lepszy szczególnie, że mam już zarys tego jak ma się skończyć ta historia. 
Pozdrawiam MJ
------------------------------------------------------------------------------------------------------------


      Stworek aportował się w kuchni. Syriusz Black siedział przy dość małym drewnianym stołem. Większość ścian była poczerniała od dymu. Znajdujący się tu kominek nie przypominał już tego pięknego z lat jego dzieciństwa. Był cały opalony, gdzie nie gdzie odpadał już z niego tynk. Syriusz nigdy nie miał głowy do zajmowania się domem i remontów.
Spojrzał na swojego skrzata, który kulił się obawiając kary. W końcu panience Monice mogło się coś stać w tej bezmyślnej wyprawie.
      - Stworku coś się stało?- spojrzał na niego Łapa.
      - Tak Panie. Dumbledore przysyła- Skrzat cały drżał.
      - Czemu? Powiedz mi więcej- złapał go za poszewkę i mocno potrząsnął.
     - Panie, Porwano Pottera, Monic to widziała i ja też- szybko mu wytłumaczył wlepiając swe wielkie oczy w jego twarz. Oczy Wąchacza pałały nienawiścią. Stały się czarniejsze niż bez księżycowa noc. Na twarzy pojawiła się sieć drobnych zmarszczek. Oddychał szybko lekko się trzęsąc.
     - Zanieść mnie do Hogwartu- podał rękę swojemu słudze i obaj zniknęli z małej kuchni. Towarzyszyło temu tylko ciche pyknięcie.
Wylądowali na dywanie w gabinecie dyrektora. Właściciel krążył wokół swojego biurka. O kominek opierał się Mistrz Eliksirów z posępną miną. Profesor Transmutacji siedziała przerażona w niskim, miękkim fotelu.
    - O Syriuszu! Dobrze, że już jesteś- Dumbledore nawet nie podał mu ręki, spacerując nadal wokół pokoju.
     - Mów szybko co się stało- Black także nie kwapił się witaniem z innymi obecnymi w pokoju.
   - Myślę, że lepiej zrobi to Twój skrzat. On widział wszystko- wskazał na stojącego w kącie Stworka, który nadal drżał.
    - Stworku, rozkazuje Ci- ojciec Monic spojrzał na niego z władczością w spojrzeniu.
Stworzenie zaczęło opowiadać co wydarzyło się tego popołudnia gdy wezwała go jego właścicielka. Kiedy opowiadał o tym jak Blackówna zaczęła podejrzewać, że coś złego się dzieje; stojący w kącie Severus chrząknął coś co brzmiało jak „ jaki ojciec taka córka”. Dumbledore jednak szybko uciszył go ręką. Syriusz nieświadomie usiadł w fotelu obok Minerwy. Każda sekunda opowieści była coraz bardziej przerażająca. Snape zaciskał pięści. McGonagall wpijała paznokcie w czerwone obicie fotela. Zapewne już na zawsze zostały tam dziurki. Tylko dyrektor wydawał się spokojny.
     - A nie mówiłem Ci dzisiaj, że musimy mu powiedzieć. Teraz nawet nie wiemy gdzie on jest i co za bzdury już usłyszał- Krzyknął ojciec chrzestny Harrego, kiedy tylko jego podwładny zakończył opowieść.
     - Mówiłeś, mówiłeś. Nawet najmądrzejszy popełniają błędy. A ja wierzyłem, że mamy jeszcze czas. Pomyliłem się i przepraszam- Albus w końcu usiadł w swoim fotelu, stykając czubki swoich palców.
       - Co nam teraz po przepraszam! Musimy go odnaleźć natychmiast!- Łapa pieklił się.
      - Tak, wiem. Severus już się tym zajmie- Siwobrody wyraźnie starał się ignorować wściekłość swojego byłego ucznia.
      - Czemu on. Dla niego Harry nic nie znaczy- w mgnieniu oka Snape i Black stali oko w oko mierząc do siebie różdżkami.
    - Nigdy nie mów, że on nie jest ważny. Jest synem Lily! Mojej Lily- Auror spojrzał na nauczyciela eliksirów wielkimi oczyma. Po raz pierwszy usłyszał dowód, że tłusto włosy naprawdę kochał Lily Evans.
    - Spokój!- tym razem to opiekunka Gryffindoru nie wytrzymała. - Czy wy po tylu latach nie możecie sobie zapomnieć dowcipów szkolnych? Czy w tak ważnym momencie nie możecie nie być dla siebie wrodzy? Czy do jasnej cholery nie możecie pomóc sobie w szukaniu, skoro dla Was obu Lily była kimś bliskim podobnie jak Harry?- jej usta stały się cienkie jak niteczka.
                                                                       ***
             Minuta spóźnienia i mój plan ległby w gruzach. Skąd tam się wziął Albus i Severus? Dobrze, że się udało. Harry jest teraz mój. Chyba jednak niepotrzebnie go oszołomiłem. W końcu jest w szkole dopiero dwa miesiące i pewnie nie wie nawet jak zamienić zapałkę w igłę, a co dopiero unieszkodliwić tak wspaniałego czarodzieja jak on. Teraz muszę tylko poczekać, aż się obudzi i osiągnąć swój cel.
                                                                      ***
           Monica wbiegła do Skrzydła Szpitalnego obawiając się, że coś się stało Ronowi skoro znalazł się tutaj. Zobaczyła go siedzącego na jednym ze szpitalnych łóżek. Pił jakiś eliksir. Nie było jednak widać po nim jakiś zewnętrznych objawów. Miała nadzieję, że nie pojedynkował się z nikim. Niestety jej kuzyn nie grzeszył zbyt wysokim talentem do pojedynków.
      - Co się stało?- zapytała siadając obok niego.
      - Nic, to tylko tonik na nerwy- uspokoił ją uśmiechem.
      - Czemu?- tak krótka odpowiedź ją nie satysfakcjonowała.
     - Bo nakrzyczałem na Granger. Myślałem, że znów Was zaatakowała. W końcu nie było Was na uczcie! Zresztą powiedz mi gdzie byłaś i gdzie jest Harry?- Ron zaczerwienił się, ponieważ po raz pierwszy nakrzyczał na swoją kuzynkę.
    - Opowiem Ci, ale Dumbledore nie może się dowiedzieć- zaczęła cicho mówić mu co się wydarzyło.
Wędrowali tak korytarzami do pokoju wspólnego Gryffindoru. Oboje zasmuceni zniknięciem ich najlepszego przyjaciela. Znaleźli się nagle w korytarzu za pamiętnym gobelinem. Monic od czasu ataku zawsze czuła się tu niepewnie. Co zupełnie jej się nie podobało, bo odziedziczyła mężność po swoim ojcu. Jednak tym razem znów wyczuła, że coś jest nie tak. Przy końcu korytarza, oparty o ścianę stał Draco Malfoy. Wyraźnie mu ulżyło kiedy zobaczył swoją krewną. Black i Wesley odruchowo wyjęli różdżki, obawiając się co zrobi stalowooki.
      - Wesley zostaw nas samych z Black. Arystokracja musi porozmawiać. No już. Hop- hop, zmykaj. Nie bój się nic jej nie zrobię. To moja krew.- Smok przeganiał rudzielca rękami. Ten jednak wpatrywał się w blondynkę. Skinęła mu głową, że może bezpiecznie odejść.
       - Zaczekam po drugiej stronie- powiedział oddalając się.
    - Nie musisz. Odprowadzę ją- Jasnowłosy wyraźnie się niecierpliwił. Ron niechętnie oddalił się z korytarza, dalej mając zamiar poczekać na nią kawałek za ich miejscem spotkania.

środa, 31 lipca 2013

Rozdział VIII

        Monica zeszła po schodach do Pokoju Wspólnego. Zauważyła, że Harry w pośpiechu przechodzi przez dziurę za portretem Grubej Damy. Ostrożnie ruszyła za nim, modląc się aby nikt nie dołączył się do niej, myśląc, że zmierza w kierunku Wielkiej Sali. Przez chwilę odetchnęła z ulgą, widząc Pottera kierującego się na wspaniałą ucztę. Jednak nadzieja szybko zniknęła. Zatrzymała się na chwilę w Sali Wejściowej, ukrywając się za jedną z nielicznie stojących tam zbrój chyba z okresu średniowiecza. Bliznowaty rozglądał się czy nikt nie widzi gdzie się udaje. Szybko zbiegł po schodach w kierunku lochów Snape. Blackówna podążyła za nim, co raz bardziej obawiając się tego co ma się stać. Nie wiedziała też czy będzie się miała tam gdzie ukryć. W tym samym momencie Stworek jakby czytając jej w myślach objął ją swoim czarem zwodzącym.
        Harry denerwował się. Do głowy ciągle dobijała się mu myśl, że może to jakiś głupi dowcip Draco. Nerwowo spoglądał na zegarek mając nadzieję, że jego krewny się szybko pojawi. Przecież uczta pewnie się już zaczęła. Stojąc tak w zamyśleniu oparty o ogromne drewniane drzwi lochu usłyszał stukot obcasów na posadzce. W świetle drgającej pochodni zobaczył wysokiego mężczyznę w czarnej pelerynie.
                                                                       ***
         Nareszcie go poznam. Będę mógł zrealizować swoje plany. Moja krew. Moje dziedzictwo. Tylko, żeby nikt nie wszedł nam w drogę. Tak długo na to czekałem. Mam nadzieję, że Dumbledore dał się wmanewrować. Jeszcze tylko parę kroków i cel będzie mój. Syriusz nigdy go nie dostanie. On zawsze będzie Potterem nie Blackiem.
                                                                      ***
        Dumbledore siedział w swoim gabinecie. Opierał łokcie o wypolerowany blat mahoniowego biurka. Stykając dwa palce na wysokości oczu myślał o wszystkim czego się dziś dowiedział. Nie wiedział czemu, ale wszystkie te wiadomości wydały mu się fałszywe. Nie mógł jednak dopasować tego, do żadnego klucza. Drzwi jego gabinetu otworzyły się z hukiem. Stanął w nich Syriusz Black. Jego długie czarne włosy były związane jakąś gumką. Twarz miał wykrzywioną w grymasie złości. Usiadł w jednym z foteli naprzeciwko dyrektora.
      - Myślałem o tym co mi napisałeś. Musimy mu powiedzieć zanim będzie za późno- krzyknął Łapa.
      - Nie Syriuszu, nie możemy- Albus odpowiedział mu spokojnym głosem.
      - Albusie nie rozumiesz, on zabił moją ukochaną Kate. Teraz zabierze mi syna- gość trząsł się ze złości.
      - To nie jest Twój syn z krwi i kości, pamiętaj o tym. Po za tym doszły mnie słuchy, że Barty już nie przebywa w Hogsmeade- Profesor starał się go uspokoić.
     - Nawet jeśli nie jest moim biologicznym synem to i tak nie pozwolę, by ta czarna owca z rodu Potterów dotknęła chłopaka- zdawało się, że nic nie zdoła go uspokoić.
      - Ja też tego nie chcę, dlatego śledzę jego każdy krok- właściciel gabinetu, nie dzielił się z Wąchaczem swoimi obawami. Wiedział, że na pewno go to nie uspokoi.
      - A teraz Syriuszu jeśli chcesz posiedź tu chwilę i się uspokój, ja muszę udać się na ucztę. Dziś Noc Duchów. Chyba pamiętasz- uśmiechnął się do niego i skierował się do wyjścia. Syriusz siedział jednak niewzruszenie w fotelu. Coś mu się nie podobało w zachowaniu jego byłego mentora. A poza tym ten dziań po raz pierwszy miał spędzić sam. W tle odezwał się nagle głos jego prapradziadka Fineas Nigellus Black.
     - Ja bym mu nie wierzył, na 2 minuty przed Twoim pojawieniem nie był tak spokojny- powiedział mu dziadek zadziornym głosem.
    - Dyrektorze informuj mnie o wszystkim co ma związek z Harrym, sam albo poprzez inne portrety w domu- polecił mu Syriusz.
    - Dla wspaniałego i mężnego rodu Blacków wszystko- uśmiechnął się z przekąsem. Syriusz podszedł do prostego kominka, który zupełnie nie pasował do bogatego wystroju pokoju. Wyjął z kieszeni pudełeczko z zielonym proszkiem, wrzucił garść w płomienie. Stając pośrodku paleniska powiedział donośnym głosem „Grimmauld Place 12” i zniknął pozostawiając gabinet za sobą.
                                                                    ***
       Ron siedział już w Wielkiej Sali. Rozglądał się nerwowo szukając swoich przyjaciół. Nie zwracał nawet uwagi na tak wyczekaną przez niego złotą zastawę. Kiedy jadalnia zaczęła wypełniać się uczniami był już poważnie zaniepokojony. Przecież Harry i Monica nigdy nie ominęli by tak wspaniałej uczty jak dzisiaj. Jego bracia opowiadali, że jest nawet lepsza niż ta w Boże Narodzenie. Drzwi zatrzasnęły się za ostatnimi uczniami, a po nich ani śladu. Wesley pomyślał, że może Granger znów odbiło i tym razem zaatakowała nie tylko blondynkę ale też szatyna. Zobaczył ją siedzącą kilka krzeseł dalej obok Percy'ego.
      - Co TY wariatko znów im zrobiłaś?- zaczął krzyczeć na Hermionę.
      - O co Ci do jasnej cholery chodzi?- dziewczyna spojrzała na Rudzielca z zaskoczeniem.
      - Mów co zrobiłaś Monic i Harremu. Nie ma ich tutaj i wiem, że znów Ty za tym stoisz- chłopak nie dbał o to, że wszyscy mu się przyglądają.
      - Nic nikomu nie zrobiłam, nie wiem o co Wam wszystkim chodzi- wstała patrząc ze złością na kolegę.
      - Nie udawaj idiotki, wtedy zaatakowałaś Monic, teraz pewnie znów to zrobiłaś. Co teraz nie jesteś już zazdrosna o Malfoya tylko o Pottera- darł się na nią rozpryskując wszędzie ślinę. Nie zauważył nawet wejścia Dumbledora do sali. Ten zaś z niepokojem obserwował tą scenę. Rozejrzał się po sali i nie zauważył dwójki tak ważnych uczniów. Szybko skierował swoje kroki w kierunku kłócących się.
     - Nie kocham się ani w debilu Draco ani w sławnym Harrym- Brązowowłosa była już bliska płaczu, co trochę utemperowało atakującego.
      - Co tu się dzieje?- wtrącił się Dyrektor.
      - Ronald Wesley oskarża mnie o skrzywdzenie Monic Black i Harrego Pottera, a ja naprawdę nic im nigdy nie zrobiłam- dziewczyna zaczęła już płakać.
     - Ronaldzie czemu twierdzisz, że panienka Granger zaatakowała Twoich przyjaciół- Dumbledore starał się być spokojny.
      - Bo ich tu nie ma a uczta zaczęła się 30 minut temu- odpowiedział cicho obawiając się Profesora.
      - Zaraz ich poszukamy i wiedz, że Twoja koleżanka nie ma nic wspólnego z ich zaginięciem- odwrócił się na pięcie i skinieniem palca przywołał Severusa.
                                                                       ***
         Mężczyzna zbliżał się powoli do chłopaka. Kiedy podszedł bliżej najbliższa lampa oświetliła jego twarz. Była pokryta siecią delikatnych zmarszczek. Oczy zdawały się odległe. Miały kolor niebiesko- zielony. Jego włosy były kruczoczarne, sterczące pod każdym kątem jak Harremu. Nie nosił jednak okularów. Uśmiechnął się delikatnie do siostrzeńca ukazując rząd lekko nierównych pożółkłych zębów. Młody Potter nie miał wątpliwości, że z nowo przybyły jest jego rodziną.
      - Witaj Harry, chyba nigdy Ci o mnie nie wspominano. Jestem Barty Potter. Jestem bratem Twojego ojca- podał zaskoczonemu chłopakowi rękę.
      - Nie, zawsze myślałem, że mam tylko Dursleyów- Bliznowaty odwzajemnił uścisk dłoni.
      - Nie pozwolono mi się Tobą zająć, ale teraz Ty możesz zdecydować czy chcesz abym znów się Tobą zajął-spojrzał wyczekująco na bratanka.
      - Przepraszam Pana ale nic o Panu nie wiem, więc jaką mam pewność, że jest Pan tym za kogo się podaję- W Gryfonie wzbudziła się czujność.
      - Po pierwsze nie pan tylko Wujek albo Barty, a po drugie choć Ci pokażę- złapał chłopaka za ramię, wciągnął do gabinetu Snape. Wskoczył do kominka i zniknął wraz z Chłopcem Który Przeżył.
       Monica i Stworek nie zdążyli zareagować, wszystko wydarzyło się tak szybko. Kiedy skrzat ściągnął z nich zaklęcie zwodzące. Parę sekund później po schodach wiodących do lochu zbiegli Dumbledore i Severus. Zauważyli płaczącą dziewczynkę w towarzystwie jej służącego.
      - Co Tu robisz i co się stało Black- Snape szarpnął ją za ramię, okręcając w swoim kierunku.
      - Severus uspokój się- upomniał go Albus.
      - Panie Dyrektorze, ja śledziłam Harrego, bo dostał jakiś tajemniczy list i nie chciał powiedzieć o nim prawdy. Pojawił się tu jakiś człowiek. Przedstawił się jako jego wujek. Barty Potter. Złapał go za rękę i zniknął w kominku pana Snape- wytłumaczyła wszystko co stało się od rana. Łzy płynęły po jej policzkach.
     - Stworku, szybko donieś Syriuszowi co się stało. Niech zaraz pojawi się u mnie- zwrócił się do skrzata domowego, a ten aportował się z trzaskiem.
     - A Ty moja panno pójdziesz teraz do Skrzydła Szpitalnego, tam spotkasz Ronalda Wesleya, ale nie mów mu na razie nic- dziewczynka nie śmiała sprzeciwiać się woli dyrektora. Jednak śmiertelnie martwiła się o swojego przyjaciela.



                                                        

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział VII

Zbliżała się Noc Duchów. W zamku można było odczuć przyjemne napięcie wywoływane przez zbliżającą się wielką ucztę. W poranek tego święta uczniowie wchodząc do Wielkiej Sali zauważyli wspaniałe dekoracje. Pod ścianami znajdowały się szkielety ubrane w czarne szaty uczniów Hogwartu. Zamiast zwykłych białych świec nad stołami unosiły się czarne i czerwone świece. Wokół nich latały nietoperze. Pod ścianami ustawiono ogromne dynie wyhodowane przez Hagrida z powykrzywianymi minami i drgającym w środku blaskiem ognia. Nowi uczniowie z przejęciem rozglądali się po sali. Wielu z nich po raz pierwszy widzieli żywe nietoperze. Kiedy usiedli przy stole Ron mruknął rozczarowany bo spodziewał się tej pięknej złotej zastawy, a zamiast niej zobaczył zwykła białą, której używali każdego dnia. Rozpoczęli jedzenie śniadania kiedy do sali poprzez sufit sfrunęło mnóstwo sów. Ku zdziwieniu Harrego wylądowała przed nim jego biała sowa Hedwiga. Z dumą wyciągnęła nóżkę do której przywiązany był list. Spodziewał się, że Hagrid do niego napisał w sprawie jakieś herbatki albo tym podobnego zdarzenia. Biorąc list do ręki zobaczył na nim nie znaną mu pieczęć z trójkątem i różdżką. Szybko rozerwał lak i rozwinął pergmin. Napisany był nierozpoznawalnym charakterem pisma.
Witaj Harry. Pewnie nigdy nie powiedziano Ci kim jestem. Wiedz jednak, że oprócz koszmarnej Petunii masz jeszcze rodzinę, która kocha Cię najbardziej na świecie i chce abyś wrócił do nas. Spotkajmy się podczas dzisiejszej uczty w lochach obok sali Snape. Tylko nie wspominaj nikomu o liście i spotkaniu. Najlepiej zaraz go zniszcz.
Nie mogę się doczekać naszego spotkania.
  • Kto do Ciebie napisał?- zapytała z ciekawością Monic.
  • Hagrid chciał żebyśmy jutro wpadli na herbatkę- nie wiedział czemu postępuje jak każe mu nieznany autor listu. Ale myśl, że marzenia jego dzieciństwa o posiadaniu innych krewnych niż Dursleyowie była dla niego bardzo atrakcyjna. Ron nawet nie zauważył, że jego najlepszy przyjaciel pogrążył się w marzeniach, siedząc z zamglonym wzrokiem. Jednak Monic coś nie pasowało. Nigdy nie widziała, żeby Potter zachowywał się tak po zaproszeniu na podwieczorek. Chciała ukradkiem przeczytać ten list. Niestety ciekawskość i chęć łamania zasad odziedziczyła po swoim ojcu, który razem z Jamsem Potterem śnił się woźnemu Filchowi po nocach jako najgorszy koszmar. Zauważyła jednak, że list płonie na talerzyku pod stołem. To wzbudziło jej czujność

                                                                    ***
Popołudnie minęło niezwykle szybko. Harry nawet się nie obejrzał kiedy minęła transmutacja i zaklęcia. Udał się szybko do Wieży Gryffindoru mając nadzieję uciec zanim Ron go dogoni i będzie musiał go okłamać. Nie wiedział jednak, że nie tylko on nie planował iść dziś na ucztę. Młoda Blackówna ostrożnie szła za nim do Pokoju Wspólnego, zastanawiała się czemu tak szybko i samotnie do niej wraca. Kiedy Bliznowaty zniknął w swoim dormitorium, ona wbiegła do swojego. Otworzyła z rozmachem wieko pięknego, inkrustowanego srebrem kufra. Wyjęła z niej najcenniejszą rzecz swojego ojca. Mapę Huncwotów. Była to mapa Hogwartu którą Syriusz wraz z przyjaciółmi stworzył, gdy byli w szkole. Ostrożnie rozejrzała się po pokoju. Znajdowało się tam 6 łóżek. Każde z ładnymi drewnianymi kolumienkami zdobionymi przez lwy i zakrywane przez czerwone aksamitne kotary. W pomieszczeniu nie było nikogo. Stuknęła różdżką w pergamin mówiąc „ Uroczyście knuje coś niedobrego”. Na skrawku papieru zaczęły pojawić się litery układające się w słowa „ Panowie Lunatyk, Gilzdogon, Łapa i Rogacz,zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić MAPĘ HUNCWOTÓW”
. Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się na wspomnienie ojca w latach szkolnych. Upewniając się, że nikt nie zbliża się do pokoju powiedziała – Stworku czy mógłbyś tu przybyć- nagle wśród ciszy dało się usłyszeć trzask i pojawił się jej skrzat domowy.
  • Pani wzywała- Zapytał schylając się nisko, łaskocząc ją spiczastymi uszami.
  • Tak Stworku, chce żebyś mnie teraz nie opuszczał, jednak stań się niewidzialny. Tu dzieje się coś złego- popatrzyła w jego stare i okrągłe oczy.
  • Może powinniśmy poinformować ojca Panienki?- zapytał, mając na uwadze słowa Syriusza by o wszystkim mu donosić.
  • Nie, ojciec nie może wiedzieć- spojrzała na niego wyzywająco. Stworek nie mając nic do dodania stał się niedostrzegalny dla ludzkich oczu i ruszył za swoją Panią.

                                                               ***

Syriusz miotał się po salonie. Zszokowała go wiadomość, że zabójca jego żony znów jest na wolności. A jeszcze bardziej bolało go, że szukał Harrego i prawdopodobnie będzie chciał go przekabacić na swoją stronę. Kiedy tak krążył od rodzinnego gobelinu do okna usłyszał cichy pisk i zobaczył czerwone pióro feniksa i list. Charakter pisma należał do Dumbledora. „ Widziano Bartego w Trzech Miotłach. Jest bliżej celu niż myśleliśmy”. Ręce mu się trzęsły, kiedy czytał tą krótką notkę, widocznie pisaną w wielkim pośpiechu. Usiadł z ciężkim sercem na zielonej kanapie. Przez chwilę przemknęła mu w głowie myśl, że może w końcu po 12 latach powinien zmienić wystrój domu na mniej Czysto Krwisty ( :) ). Jednak szybko odrzucił tę myśl bo była nie na miejscu. Chociaż po chwili sam już nie wiedział. W końcu Kate chciała to zrobić jak tylko jej mąż zostanie pełnoprawnym aurorem. Ale od tych wydarzeń minęło już tyle lat. Przez cały ten czas starał się o tym nie myśleć. Starał się żyć dla Monic i jej szczęścia. Teraz jednak gdy jeden z oprawców jego ślicznej ukochanej był na wolności wszystkie wspomnienia i ich wspólne marzenia powróciły. Teraz ten gnojek chce odebrać mi drugie dziecko.

Patronus #2

Przepraszam za zwłokę, ale urządzenie się w nowym miejscu zajmuje trochę czasu. Obiecuję, że nowy rozdział pojawi się najpóżniej jutro. Mam nadzieję, że nie znużyło Was oczekiwanie.
Pozdrawiam MJ :)

sobota, 6 lipca 2013

Patronus #1

Wiem, że w zapowiedzi obiecałam Wam dzisiaj nowy rozdział. Niestety już wiem, że nie pojawi się on dziś. W nocy wylądowałam w ojczyźnie naszych bohaterów. Muszę się więc wprowadzić i zaaklimatyzować. Obiecuję, że nowy rozdział pojawi się nie później niż w poniedziałek :)

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział VI

              Minęło kilka dni od napaści na Monicę, chłopcy nie odstępowali jej na krok. Byli przerażeni, że Wiewiórka mogła zaatakować ich przyjaciółkę. Wszyscy byli zdziwieni, że napastniczka zachowywała się tak jakby nic się nie wydarzyło w tą pamiętną sobotę. Starała się rozmawiać z innymi i była zaskoczona oschłym traktowaniem. Młoda Blackówna zauważyła, że Draco częściej na nią spogląda. Także dyrektor uważnie obserwował nowych uczniów.
              Pewnego wieczora w Pokoju Wspólnym pojawiło się ogłoszenie o pierwszych zajęciach nauki latania na miotle. Wywołało to szczególne podniecenie u uczniów, którzy wychowali się w rodzinach mugoli. Harry chętnie słuchał każdej opowieści Monic i Rona o ich doświadczeniach z miotłami. Ron z racji posiadania starszych braci grał z nimi często w quidditcha. Była to popularna gra czarodziejów, w którą grało się właśnie na miotłach. Monica znowu często latała z ojcem po ich małym podwórku w Londynie. Podobno odziedziczyła talent po matce Kate, która grała w drużynie Gryffindoru w swoich czasach szkolnych na pozycji ścigającej. Syriusz niestety nie był najlepszym graczem. Harry żałował, że tak mało wie o swoich rodzicach i nie może z takim zapałem opowiadać o swoich rodzicach, ale był ciekawy wszystkiego co wiązało się z rodzinami swoich przyjaciół.
      - Ron czym zajmują się Twoi rodzice? - zapytał rozmyślając czym zajmują się dorośli czarodzieje, bo na pewno nie są dyrektorami w fabryce świdrów jak jego wujek Vernon.
      - Moja mama zajmuje się domem, a tata pracuje w Ministerstwie Magii. W wydziale niewłaściwego użycia produktów mugoli- odpowiedział lekko się czerwieniąc wiedząc, że zajęcia jego rodziców nie są zbyt chwalebne.
      - A Twoi rodzice?- Harry zwrócił się do przyjaciółki.
      - Tata jest aurorem, czyli poluje na czarnoksiężników. A moja mama nie żyje, zabili ją śmierciożercy- w jej oczach zaszkliły się łzy, na wspomnienie o matce.
      - Przykro mi. A kim są śmierciożercy? - pytał dalej obejmując dziewczynę ramieniem by ją pocieszyć.
      - To byli poplecznicy Sam Wiesz Kogo. Byli groźni tak jak on. - opisał ich szybko Ron, by oszczędzić cierpienia kuzynce.
      - Czyli i Ty straciłaś kogoś przez tego … - oburzył się bliznowaty.
      - Tak- Monica oparła głowę o jego ramię. Hermiona widząc tą scenę szybko podniosła się z pobliskiej puffy i uciekła krętymi schodami do sypialni dziewczyn.
                                                                      ***
              Nadszedł dzień pierwszej lekcji latania. Wszyscy podekscytowani stawili się na boisku quidditcha. Ustawili się koło leżących na ziemi mioteł. Z drugiego końca stadionu nadeszli Ślizgoni, co spotkało się z oburzeniem Gryfonów. Pojawiła się pani Hooch. Zaczęła im tłumaczyć jak powinni obchodzić się ze sprzętem. Mieli wrażenie, że nie mówi o kiju do zamiatania tylko o koniach. Było czuć w niej wielką pasję do swojego „przedmiotu”. Kiedy zakończyła swój krótki wykład kazała ustawić się bokiem do miotły i krzyknąć „ do mnie”. Po boisku przetoczyło się echo ich głosów. Ku zdziwieniu Harrego jego miotła szybko znalazła się w jego dłoni. Monice też udało się za pierwszym razem. Ron niestety miał pewne problemy ze swoją miotłą. Potter nie wiedział, czy bardziej go cieszy fakt, że Draco dostał swoją miotłą w nos czy to, że miotła Hermiony przetoczyła się jakieś 50m. Dalej. Kiedy udało się już wszystkim przywołać miotły, mieli ich dosiąść i odbić się na parę metrów do góry. Niestety Neville, który był okropną ciamajdą wzniósł się na wysokość najniższej wieży zamku i spadł na ziemię. Kiedy pani Hooch udała się z nieszczęśnikiem do Skrzydła Szpitalnego, Draco zauważył żabę chłopca na ziemi obok miotły. Szybko do niej podbiegł i odleciał do góry. Harry nie zawahał się ani na sekundę. Podleciał do Malfoya, ale ten zdążył już spuścić żabę. Bliznowaty zanurkował za nią i na kilka metrów przed ziemią zdążył ją złapać. Gryfoni zaczęli gromko klaskać, jednak miny im zrzedły gdy zobaczyli biegnącą do nich profesor McGonagall, której usta były tak wąskie jak nigdy.
        - Potter do mnie, ale już- rozkazała mu. Chłopiec był wystraszony. Myślał, ze to jego ostatnie minuty w szkole i będzie musiał wrócić do swojej rodziny.
Ruszył niechętnie za swoją opiekunką z bijącym sercem. Reszta patrzyła za nimi, modląc się by dostał tylko jakąś naganę.
                                                                       ***
               Drzwi z Pokoju Wspólnego otworzyły się. Pojawił się w nich Harry z uśmiechem na twarzy. Jego przyjaciele odetchnęli z ulgą. Chłopak usiadł na czerwonej pufie zaraz obok Monic.
          - I co? masz szlaban?- zapytał Ron.
          - Nie, zostałem szukającym Gryffindoru. Do tego najmłodszym w tym stuleciu- uśmiechał się od ucha do ucha. Wesley i Black wytrzeszczali oczy ze zdumienia.
          - No, nie wierzę- Monica zanosiła się uroczym śmiechem, który przypominał świergot skowronka.
          - Ah i dowiedziałem się od Minerwy, że mój ojciec też nim był- dodał wyraźnie dumny z siebie i z tego, że dowiedział się czegoś o swoich rodzicach.
Do pokoju weszli bracia bliźniacy rudowłosego i pogratulowali mu dostania się do drużyny. Zdradzając mu, że sami też grają jako pałkarze.
          - Poszedłem więc do Izby Pamięci, by dowiedzieć się czegoś więcej i wiesz Monic co się okazało?- zapytał koleżanki.
         - Nie mam pojęcia- wpatrywała się w niego wyraźnie zainteresowana. W przeciwieństwie do Rona, która zaczął już grać w czarodziejskie szachy z pierwszakiem Deanem.
        - Twoja mama Kate grała w drużynie z moim tatą. Więc nasi rodzice musieli się znać- spojrzał na nią w nadziei, że może dowie się od jej ojca czegoś na temat swoich zmarłych rodzicieli.
       - Nie wiem, tata rzadko wspomina czasy szkolne. Ale mama była młodsza od taty, więc podejrzewam, że tata niezbyt dobrze ich znał- szybko wymyślała coś, choć przez chwilę miała ochotę powiedzieć mu całą prawdę.
       - Szkoda- Harry wyraźnie się zasmucił.
Monica odetchnęła z ulgą, że chyba nie będzie chciał kontynuować tego ciężkiego tematu. Co raz bardziej ciążył jej ten rodzinny sekret. Nadal obawiała się Hermiony, choć ta zachowywała się nadal jakby wydarzenia z korytarza nie miały miejsca. Nie wspomniała ani razu o tym, że odkryła ich sekret. Czyżby problem Granger został rozwiązany?


                                                              ***
             W gabinecie Dumbledora panował niezwykły zgiełk. Obrazy byłych dyrektorów przyglądały i przysłuchiwały wydarzeniom z nie ukrywaną ciekawością. Profesor krążył wokół swojego wielkiego i ciężkiego drewnianego biurka. Na żerdzi obok portretu prapradziadka Syriusza siedział piękny ptak, feniks. Nazywał się Feweks. W dwóch obitych skórą fotelach ustawionych przed biurkiem siedział Syriusz Black i Minerwa McGonagall, a w kącie czaił się Severus Snape. Albus wyglądał na bardzo poruszonego.
       - Wysłałem swoich zwiadowców w poszukiwaniu informacji o tym kto stoi za podżeganiem panny Granger- zaczął Dumbledore siadając na krześle za biurkiem.
       - Dowiedzieli się czegoś istotnego?- zapytał ojciec Monic
       - Niestety, tak jak się spodziewałem. To Barty Potter chce dotrzeć do swojego bratanka i sprawić, by znienawidził Ciebie- skierował swój wzrok na ciemnowłosego potomka Blacków.
      - Ten młody gnojek wyszedł z Azkabanu?- nie wierzył przyjaciel Jamesa, cały dygocąc ze złości.
      - Tak i chce odzyskać prawa do Harrego- rzekł ze smutkiem.
      - Nie dopuszczę do tego choćby to miała być ostatnia rzecz w moim życiu- krzyknął Syriusz zrywając się na nogi.
      - Nikt z nas tego nie chce. Dlatego musimy chronić naszą nadzieję- zakończył Albus.
      - Powiedzmy mu teraz i tak chciałbym zobaczyć swoją córkę- już ruszał do drzwi, gdy nagle odezwał się mistrz eliksirów.
     - Wiem, że zawsze byłeś głupi, ale żeby do tego stopnia? Nie możesz mu powiedzieć teraz i nie możesz zobaczyć swojej latorośli, która notabene jest bardziej podobna do Ciebie niż do Kate- zaśmiał się szyderczo
     - Nie będziesz mi mówił co mam robić- Syriusz mierzył już w swego szkolnego wroga.
     - Spokój- odezwał się wyraźnie zirytowany właściciel gabinetu.
Nieprzyjaciele tylko mierzyli się wzrokiem. Obojgu nie podobało się, że muszą współpracować w tak delikatnej sprawie.

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział V

          Monica wpatrywała się z przerażeniem w dziewczynę, która celowała w nią różdżką. Korytarz był ciemny i ponury. Błyszczały tylko oczy Hermiony. Słychać było tylko ich przyspieszone oddechy.
      - Co Ty robisz?- spytała drżącym głosem dziewczyna.
      - Chce Cię powstrzymać- Granger dalej celowała prosto w nią.
      - Ale przed czym?- Monica wiedziała, że im dłużej będą rozmawiać tym więcej czasu miała by wymyślić jakąś drogę ucieczki.
      - Przed zranieniem Harrego- wykrzyczała jej przeciwniczka.
      - Nie wiem o czy Ty mówisz- wysyczała dziewczynka.
      - Wiem wszystko, sprawdziłam Twoją tajemnicę. Jesteś zła Ty i Twój ojciec- Hermiona nadal krzyczała.
      - Jak śmiesz mówić tak o mojej rodzinie- młoda Blackówna sama sięgnęła za pazuchę, bo nie znosiła gdy ktoś obrażał jej rodzinę.
      - Będę mówić co mi się podoba, nigdy go nie skrzywdzisz. Nie tkniesz go- już podnosiła różdżkę by ugodzić blondynkę ale z drugiej strony usłyszała znajomy głos, którego się tu nie spodziewała.
      - Drętwota- zasyczał miękki, męski głos. Rozbłysło czerwone światło i szatynka upadła na ziemię. Monica zsunęła się na ziemie cała się trzęsąc.
          Z mroku wyłoniła się przystojna twarz blondyna, który podał jej rękę. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że jej wybawcą okazał się Draco.
      - Nic Ci się nie stało?- zapytał pomagając podnieść się jej z ziemi.
      - Nie, ale to dzięki Tobie- delikatnie się zarumieniła i szybko puściła jego rękę.
      - Nie ma sprawy- Malfoy obrócił się już na pięcie by odejść.
      - Czemu mi pomogłeś, przecież nienawidzisz mnie i mojej rodziny?- zawołała za nim.
      - Twoja rodzina to i moja rodzina. Nie pozwolę by jakaś mugolaczka atakowała czystą krew- odpowiedział jej co wywołało w niej wielkie zdziwienie. W końcu Draco nigdy nie przyznawał się do ich pokrewieństwa. A był przecież jej bliższą rodziną niż Ron czy Fred.
      - Ok- nie wiedziała co mu odpowiedzieć, dlatego sama postanowiła odejść bo poczuła dziwne palenie w żołądku.
           Skierowała swoje kroki do gabinetu profesor McGonagall. Zapukała w drewniane drzwi ozdobionych ładną kołatką w kształcie głowy lwa. Usłyszawszy zgodę na wejście. Nieśmiało otworzyła drzwi. Weszła do pokoju bardzo minimalistycznie wyposażonego. Pod oknem stało ciężkie biurko. Na ścianach było kilka portretów, jak podejrzewała dziewczynka byli krewnymi pani profesor. Każdy miał jakąś cechę wyglądu nauczycielki. Sama właścicielka gabinetu siedziała w pięknie zdobionym fotelu w kolorze czerwonym ogrzewając nogi w blasku kominka.
      - W czym mogę pomóc, panno Black?- zapytała ją, przyglądając się przenikliwym wzrokiem
      - Hermiona Granger właśnie próbowała mi zaatakować w korytarzu za tym gobelinem z małymi dziećmi- przedstawiła swój problem.
     - Panna Granger, to nie możliwe- oczy nauczycielki zabłysły niespotykanym blaskiem.
     - Może Pani zapytać Malfoya, on tam był i mi pomógł, gdyby nie on nie stała bym teraz przed panią- w jej czarnych oczach zaszkliły się łzy.
     - Nie wierze, że ta mądra dziewczynka byłaby do tego zdolna- teraz i profesor się trzęsła.
     - Ona jest szalona, krzyczała, że nie pozwoli skrzywdzić Harrego, że moja rodzina jest zła. Draco ją oszołomił i leży tam gdzie chciała mnie zaatakować- Monica wytłumaczyła co się wydarzyło w zamkowym korytarzu.
    - Zajmę się tym, a Ty jeśli nie potrzebujesz pomocy pani Pomfrey wróć do wieży- wygoniła ją z gabinetu a sama pobiegła w miejsce ataku.
        Dziewczyna pobiegła ile sił w nogach do Pokoju Wspólnego. Ucieszyła się kiedy zobaczyła przed sobą portret Grubej Damy. Podała jej hasło i weszła do przytulnego okrągłego pokoju. W kominku przyjemnie trzaskał ogień. Przy stolikach na małych pufach siedzieli mieszkańcy domu, odrabiając pracę domowe, rozmawiając lub bawiąc się. Rozejrzała się po pokoju. Znalazła Harrego i Rona siedzących w towarzystwie Freda i Georga. Szybko do nich podeszła i z radością usiadła na wolnej pufie obok przyjaciół. Chłopcy nie zdążyli się nawet zapytać gdzie się podziewała, kiedy uciekła z obiadu, gdyż pojawił się przy niej Stworek. Harry przeraził się na jego widok, nigdy nie widział takiego stwora. Skrzat domowy miał długie spiczaste uszy i podobny nos. Na głowie miał kępkę siwych włosów. Przyodziany był w poszewkę z herbem rodowym Blacków.
      - Pan przysyła Stworka, Pan chce wiedzieć czy panience nic nie jest- powiedział gburowatym głosem
      - Nie. Już wszystko w porządku, powiedz tacie, że Draco mi pomógł i niech się nie martwi- odpowiedziała mu.
      - Dobrze, panienka niech dba o siebie i nie zadaje się z tą mugolaczką- ukłonił się głęboko i aportował z głośnym trzaskiem.
        Chłopcy spojrzeli na nią z przerażeniem. Nie wiedzieli czy mogą się jej zapytać co się stało, kim jest ta mugolaczka i czemu Malfoy jej pomógł.

                                                               ***

                  Zesztywniałe ciało Hermiony przeniesiono do Skrzydła Szpitalnego. Dumbledore machnął różdżką i dziewczyna otworzyła oczy. Była zdziwiona czemu znalazła się pod opieką pani Pomfrey. Przecież już miała rzucić klątwe na tą blond włosom idiotkę, która dla niej była gorsza niż Pansy ze Slytherinu. Kto ją powalił na ziemię? Kto jej pomógł? Kto też chce krzywdy Harrego? Myśli przebiegały przez jej głowę gdy nagle wyparowały i opadała w powolny sen.
      - Musiałem wyczyścić jej część pamięci. Za dużo już wiedziała- powiedział, ze smutkiem dyrektor.
      - Ale skąd ona sobie ubzdurała, że Syriusz jest groźny dla Pottera?- zapytała z zatroskaniem opiekunka gryfonów.
      - Ktoś podsuwał jej tylko wybrane materiały. Myślę, że to nie koniec naszych problemów. Ta osoba się dopiero rozkręca- oczy Albusa posmutniały za jego okularami połówkami. A na twarzy ukrytej pod długą siwą brodą malowało się zatroskanie.
      - Kto chce coś przez to osiągnąć?- McGonagall zrobiła przerażoną minę na myśl, że jej uczniom grozi niebezpieczeństwo.
     - Ten kto zawsze- Dumbledore nieświadomie zacisnął ręce na poręczy białego szpitalnego łóżka. Siedzieli przez chwilę w ciszy. Słuchając miarowego oddechu Gryfonki. Po kilku minutach rozeszli się do swoich zadań, zostawiając dziewczynę samą. Nie świadomą, że właśnie przez jej gorący temperament pokrzyżowała komuś plany.




--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ogłoszenie parafialne:
Ocenę bloga możecie przeczytać tutaj http://ocenialnia-potterowskich-opowiadan.blogspot.com/