Pozdrawiam MJ
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Stworek
aportował się w kuchni. Syriusz Black siedział przy dość małym
drewnianym stołem. Większość ścian była poczerniała od dymu.
Znajdujący się tu kominek nie przypominał już tego pięknego z
lat jego dzieciństwa. Był cały opalony, gdzie nie gdzie odpadał
już z niego tynk. Syriusz nigdy nie miał głowy do zajmowania się
domem i remontów.
Spojrzał
na swojego skrzata, który kulił się obawiając kary. W końcu
panience Monice mogło się coś stać w tej bezmyślnej wyprawie.
- Stworku
coś się stało?- spojrzał na niego Łapa.
- Tak Panie.
Dumbledore przysyła- Skrzat cały drżał.
- Czemu?
Powiedz mi więcej- złapał go za poszewkę i mocno potrząsnął.
- Panie,
Porwano Pottera, Monic to widziała i ja też- szybko mu wytłumaczył
wlepiając swe wielkie oczy w jego twarz. Oczy Wąchacza pałały
nienawiścią. Stały się czarniejsze niż bez księżycowa noc. Na
twarzy pojawiła się sieć drobnych zmarszczek. Oddychał szybko
lekko się trzęsąc.
- Zanieść
mnie do Hogwartu- podał rękę swojemu słudze i obaj zniknęli z
małej kuchni. Towarzyszyło temu tylko ciche pyknięcie.
Wylądowali
na dywanie w gabinecie dyrektora. Właściciel krążył wokół
swojego biurka. O kominek opierał się Mistrz Eliksirów z posępną
miną. Profesor Transmutacji siedziała przerażona w niskim, miękkim
fotelu.
- O
Syriuszu! Dobrze, że już jesteś- Dumbledore nawet nie podał mu
ręki, spacerując nadal wokół pokoju.
- Mów
szybko co się stało- Black także nie kwapił się witaniem z
innymi obecnymi w pokoju.
- Myślę,
że lepiej zrobi to Twój skrzat. On widział wszystko- wskazał na
stojącego w kącie Stworka, który nadal drżał.
- Stworku,
rozkazuje Ci- ojciec Monic spojrzał na niego z władczością w
spojrzeniu.
Stworzenie
zaczęło opowiadać co wydarzyło się tego popołudnia gdy wezwała
go jego właścicielka. Kiedy opowiadał o tym jak Blackówna zaczęła
podejrzewać, że coś złego się dzieje; stojący w kącie Severus
chrząknął coś co brzmiało jak „ jaki ojciec taka córka”.
Dumbledore jednak szybko uciszył go ręką. Syriusz nieświadomie
usiadł w fotelu obok Minerwy. Każda sekunda opowieści była coraz
bardziej przerażająca. Snape zaciskał pięści. McGonagall wpijała
paznokcie w czerwone obicie fotela. Zapewne już na zawsze zostały
tam dziurki. Tylko dyrektor wydawał się spokojny.
- A nie
mówiłem Ci dzisiaj, że musimy mu powiedzieć. Teraz nawet nie
wiemy gdzie on jest i co za bzdury już usłyszał- Krzyknął
ojciec chrzestny Harrego, kiedy tylko jego podwładny zakończył
opowieść.
- Mówiłeś,
mówiłeś. Nawet najmądrzejszy popełniają błędy. A ja
wierzyłem, że mamy jeszcze czas. Pomyliłem się i przepraszam-
Albus w końcu usiadł w swoim fotelu, stykając czubki swoich
palców.
- Co nam
teraz po przepraszam! Musimy go odnaleźć natychmiast!- Łapa
pieklił się.
- Tak, wiem.
Severus już się tym zajmie- Siwobrody wyraźnie starał się
ignorować wściekłość swojego byłego ucznia.
- Czemu on.
Dla niego Harry nic nie znaczy- w mgnieniu oka Snape i Black stali
oko w oko mierząc do siebie różdżkami.
- Nigdy nie
mów, że on nie jest ważny. Jest synem Lily! Mojej Lily- Auror
spojrzał na nauczyciela eliksirów wielkimi oczyma. Po raz pierwszy
usłyszał dowód, że tłusto włosy naprawdę kochał Lily Evans.
- Spokój!-
tym razem to opiekunka Gryffindoru nie wytrzymała. - Czy wy po tylu
latach nie możecie sobie zapomnieć dowcipów szkolnych? Czy w tak
ważnym momencie nie możecie nie być dla siebie wrodzy? Czy do
jasnej cholery nie możecie pomóc sobie w szukaniu, skoro dla Was
obu Lily była kimś bliskim podobnie jak Harry?- jej usta stały
się cienkie jak niteczka.
***
Minuta
spóźnienia i mój plan ległby w gruzach. Skąd tam się wziął
Albus i Severus? Dobrze, że się udało. Harry jest teraz mój.
Chyba jednak niepotrzebnie go oszołomiłem. W końcu jest w szkole
dopiero dwa miesiące i pewnie nie wie nawet jak zamienić zapałkę
w igłę, a co dopiero unieszkodliwić tak wspaniałego czarodzieja
jak on. Teraz muszę tylko poczekać, aż się obudzi i osiągnąć
swój cel.
***
Monica
wbiegła do Skrzydła Szpitalnego obawiając się, że coś się
stało Ronowi skoro znalazł się tutaj. Zobaczyła go siedzącego na
jednym ze szpitalnych łóżek. Pił jakiś eliksir. Nie było jednak
widać po nim jakiś zewnętrznych objawów. Miała nadzieję, że
nie pojedynkował się z nikim. Niestety jej kuzyn nie grzeszył zbyt
wysokim talentem do pojedynków.
- Co się
stało?- zapytała siadając obok niego.
- Nic, to
tylko tonik na nerwy- uspokoił ją uśmiechem.
- Czemu?-
tak krótka odpowiedź ją nie satysfakcjonowała.
- Bo
nakrzyczałem na Granger. Myślałem, że znów Was zaatakowała. W
końcu nie było Was na uczcie! Zresztą powiedz mi gdzie byłaś i
gdzie jest Harry?- Ron zaczerwienił się, ponieważ po raz pierwszy
nakrzyczał na swoją kuzynkę.
- Opowiem
Ci, ale Dumbledore nie może się dowiedzieć- zaczęła cicho mówić
mu co się wydarzyło.
Wędrowali
tak korytarzami do pokoju wspólnego Gryffindoru. Oboje zasmuceni
zniknięciem ich najlepszego przyjaciela. Znaleźli się nagle w
korytarzu za pamiętnym gobelinem. Monic od czasu ataku zawsze czuła
się tu niepewnie. Co zupełnie jej się nie podobało, bo
odziedziczyła mężność po swoim ojcu. Jednak tym razem znów
wyczuła, że coś jest nie tak. Przy końcu korytarza, oparty o
ścianę stał Draco Malfoy. Wyraźnie mu ulżyło kiedy zobaczył
swoją krewną. Black i Wesley odruchowo wyjęli różdżki,
obawiając się co zrobi stalowooki.
- Wesley
zostaw nas samych z Black. Arystokracja musi porozmawiać. No już.
Hop- hop, zmykaj. Nie bój się nic jej nie zrobię. To moja krew.-
Smok przeganiał rudzielca rękami. Ten jednak wpatrywał się w
blondynkę. Skinęła mu głową, że może bezpiecznie odejść.
- Zaczekam
po drugiej stronie- powiedział oddalając się.
- Nie
musisz. Odprowadzę ją- Jasnowłosy wyraźnie się niecierpliwił.
Ron niechętnie oddalił się z korytarza, dalej mając zamiar
poczekać na nią kawałek za ich miejscem spotkania.