sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział VI

              Minęło kilka dni od napaści na Monicę, chłopcy nie odstępowali jej na krok. Byli przerażeni, że Wiewiórka mogła zaatakować ich przyjaciółkę. Wszyscy byli zdziwieni, że napastniczka zachowywała się tak jakby nic się nie wydarzyło w tą pamiętną sobotę. Starała się rozmawiać z innymi i była zaskoczona oschłym traktowaniem. Młoda Blackówna zauważyła, że Draco częściej na nią spogląda. Także dyrektor uważnie obserwował nowych uczniów.
              Pewnego wieczora w Pokoju Wspólnym pojawiło się ogłoszenie o pierwszych zajęciach nauki latania na miotle. Wywołało to szczególne podniecenie u uczniów, którzy wychowali się w rodzinach mugoli. Harry chętnie słuchał każdej opowieści Monic i Rona o ich doświadczeniach z miotłami. Ron z racji posiadania starszych braci grał z nimi często w quidditcha. Była to popularna gra czarodziejów, w którą grało się właśnie na miotłach. Monica znowu często latała z ojcem po ich małym podwórku w Londynie. Podobno odziedziczyła talent po matce Kate, która grała w drużynie Gryffindoru w swoich czasach szkolnych na pozycji ścigającej. Syriusz niestety nie był najlepszym graczem. Harry żałował, że tak mało wie o swoich rodzicach i nie może z takim zapałem opowiadać o swoich rodzicach, ale był ciekawy wszystkiego co wiązało się z rodzinami swoich przyjaciół.
      - Ron czym zajmują się Twoi rodzice? - zapytał rozmyślając czym zajmują się dorośli czarodzieje, bo na pewno nie są dyrektorami w fabryce świdrów jak jego wujek Vernon.
      - Moja mama zajmuje się domem, a tata pracuje w Ministerstwie Magii. W wydziale niewłaściwego użycia produktów mugoli- odpowiedział lekko się czerwieniąc wiedząc, że zajęcia jego rodziców nie są zbyt chwalebne.
      - A Twoi rodzice?- Harry zwrócił się do przyjaciółki.
      - Tata jest aurorem, czyli poluje na czarnoksiężników. A moja mama nie żyje, zabili ją śmierciożercy- w jej oczach zaszkliły się łzy, na wspomnienie o matce.
      - Przykro mi. A kim są śmierciożercy? - pytał dalej obejmując dziewczynę ramieniem by ją pocieszyć.
      - To byli poplecznicy Sam Wiesz Kogo. Byli groźni tak jak on. - opisał ich szybko Ron, by oszczędzić cierpienia kuzynce.
      - Czyli i Ty straciłaś kogoś przez tego … - oburzył się bliznowaty.
      - Tak- Monica oparła głowę o jego ramię. Hermiona widząc tą scenę szybko podniosła się z pobliskiej puffy i uciekła krętymi schodami do sypialni dziewczyn.
                                                                      ***
              Nadszedł dzień pierwszej lekcji latania. Wszyscy podekscytowani stawili się na boisku quidditcha. Ustawili się koło leżących na ziemi mioteł. Z drugiego końca stadionu nadeszli Ślizgoni, co spotkało się z oburzeniem Gryfonów. Pojawiła się pani Hooch. Zaczęła im tłumaczyć jak powinni obchodzić się ze sprzętem. Mieli wrażenie, że nie mówi o kiju do zamiatania tylko o koniach. Było czuć w niej wielką pasję do swojego „przedmiotu”. Kiedy zakończyła swój krótki wykład kazała ustawić się bokiem do miotły i krzyknąć „ do mnie”. Po boisku przetoczyło się echo ich głosów. Ku zdziwieniu Harrego jego miotła szybko znalazła się w jego dłoni. Monice też udało się za pierwszym razem. Ron niestety miał pewne problemy ze swoją miotłą. Potter nie wiedział, czy bardziej go cieszy fakt, że Draco dostał swoją miotłą w nos czy to, że miotła Hermiony przetoczyła się jakieś 50m. Dalej. Kiedy udało się już wszystkim przywołać miotły, mieli ich dosiąść i odbić się na parę metrów do góry. Niestety Neville, który był okropną ciamajdą wzniósł się na wysokość najniższej wieży zamku i spadł na ziemię. Kiedy pani Hooch udała się z nieszczęśnikiem do Skrzydła Szpitalnego, Draco zauważył żabę chłopca na ziemi obok miotły. Szybko do niej podbiegł i odleciał do góry. Harry nie zawahał się ani na sekundę. Podleciał do Malfoya, ale ten zdążył już spuścić żabę. Bliznowaty zanurkował za nią i na kilka metrów przed ziemią zdążył ją złapać. Gryfoni zaczęli gromko klaskać, jednak miny im zrzedły gdy zobaczyli biegnącą do nich profesor McGonagall, której usta były tak wąskie jak nigdy.
        - Potter do mnie, ale już- rozkazała mu. Chłopiec był wystraszony. Myślał, ze to jego ostatnie minuty w szkole i będzie musiał wrócić do swojej rodziny.
Ruszył niechętnie za swoją opiekunką z bijącym sercem. Reszta patrzyła za nimi, modląc się by dostał tylko jakąś naganę.
                                                                       ***
               Drzwi z Pokoju Wspólnego otworzyły się. Pojawił się w nich Harry z uśmiechem na twarzy. Jego przyjaciele odetchnęli z ulgą. Chłopak usiadł na czerwonej pufie zaraz obok Monic.
          - I co? masz szlaban?- zapytał Ron.
          - Nie, zostałem szukającym Gryffindoru. Do tego najmłodszym w tym stuleciu- uśmiechał się od ucha do ucha. Wesley i Black wytrzeszczali oczy ze zdumienia.
          - No, nie wierzę- Monica zanosiła się uroczym śmiechem, który przypominał świergot skowronka.
          - Ah i dowiedziałem się od Minerwy, że mój ojciec też nim był- dodał wyraźnie dumny z siebie i z tego, że dowiedział się czegoś o swoich rodzicach.
Do pokoju weszli bracia bliźniacy rudowłosego i pogratulowali mu dostania się do drużyny. Zdradzając mu, że sami też grają jako pałkarze.
          - Poszedłem więc do Izby Pamięci, by dowiedzieć się czegoś więcej i wiesz Monic co się okazało?- zapytał koleżanki.
         - Nie mam pojęcia- wpatrywała się w niego wyraźnie zainteresowana. W przeciwieństwie do Rona, która zaczął już grać w czarodziejskie szachy z pierwszakiem Deanem.
        - Twoja mama Kate grała w drużynie z moim tatą. Więc nasi rodzice musieli się znać- spojrzał na nią w nadziei, że może dowie się od jej ojca czegoś na temat swoich zmarłych rodzicieli.
       - Nie wiem, tata rzadko wspomina czasy szkolne. Ale mama była młodsza od taty, więc podejrzewam, że tata niezbyt dobrze ich znał- szybko wymyślała coś, choć przez chwilę miała ochotę powiedzieć mu całą prawdę.
       - Szkoda- Harry wyraźnie się zasmucił.
Monica odetchnęła z ulgą, że chyba nie będzie chciał kontynuować tego ciężkiego tematu. Co raz bardziej ciążył jej ten rodzinny sekret. Nadal obawiała się Hermiony, choć ta zachowywała się nadal jakby wydarzenia z korytarza nie miały miejsca. Nie wspomniała ani razu o tym, że odkryła ich sekret. Czyżby problem Granger został rozwiązany?


                                                              ***
             W gabinecie Dumbledora panował niezwykły zgiełk. Obrazy byłych dyrektorów przyglądały i przysłuchiwały wydarzeniom z nie ukrywaną ciekawością. Profesor krążył wokół swojego wielkiego i ciężkiego drewnianego biurka. Na żerdzi obok portretu prapradziadka Syriusza siedział piękny ptak, feniks. Nazywał się Feweks. W dwóch obitych skórą fotelach ustawionych przed biurkiem siedział Syriusz Black i Minerwa McGonagall, a w kącie czaił się Severus Snape. Albus wyglądał na bardzo poruszonego.
       - Wysłałem swoich zwiadowców w poszukiwaniu informacji o tym kto stoi za podżeganiem panny Granger- zaczął Dumbledore siadając na krześle za biurkiem.
       - Dowiedzieli się czegoś istotnego?- zapytał ojciec Monic
       - Niestety, tak jak się spodziewałem. To Barty Potter chce dotrzeć do swojego bratanka i sprawić, by znienawidził Ciebie- skierował swój wzrok na ciemnowłosego potomka Blacków.
      - Ten młody gnojek wyszedł z Azkabanu?- nie wierzył przyjaciel Jamesa, cały dygocąc ze złości.
      - Tak i chce odzyskać prawa do Harrego- rzekł ze smutkiem.
      - Nie dopuszczę do tego choćby to miała być ostatnia rzecz w moim życiu- krzyknął Syriusz zrywając się na nogi.
      - Nikt z nas tego nie chce. Dlatego musimy chronić naszą nadzieję- zakończył Albus.
      - Powiedzmy mu teraz i tak chciałbym zobaczyć swoją córkę- już ruszał do drzwi, gdy nagle odezwał się mistrz eliksirów.
     - Wiem, że zawsze byłeś głupi, ale żeby do tego stopnia? Nie możesz mu powiedzieć teraz i nie możesz zobaczyć swojej latorośli, która notabene jest bardziej podobna do Ciebie niż do Kate- zaśmiał się szyderczo
     - Nie będziesz mi mówił co mam robić- Syriusz mierzył już w swego szkolnego wroga.
     - Spokój- odezwał się wyraźnie zirytowany właściciel gabinetu.
Nieprzyjaciele tylko mierzyli się wzrokiem. Obojgu nie podobało się, że muszą współpracować w tak delikatnej sprawie.

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział V

          Monica wpatrywała się z przerażeniem w dziewczynę, która celowała w nią różdżką. Korytarz był ciemny i ponury. Błyszczały tylko oczy Hermiony. Słychać było tylko ich przyspieszone oddechy.
      - Co Ty robisz?- spytała drżącym głosem dziewczyna.
      - Chce Cię powstrzymać- Granger dalej celowała prosto w nią.
      - Ale przed czym?- Monica wiedziała, że im dłużej będą rozmawiać tym więcej czasu miała by wymyślić jakąś drogę ucieczki.
      - Przed zranieniem Harrego- wykrzyczała jej przeciwniczka.
      - Nie wiem o czy Ty mówisz- wysyczała dziewczynka.
      - Wiem wszystko, sprawdziłam Twoją tajemnicę. Jesteś zła Ty i Twój ojciec- Hermiona nadal krzyczała.
      - Jak śmiesz mówić tak o mojej rodzinie- młoda Blackówna sama sięgnęła za pazuchę, bo nie znosiła gdy ktoś obrażał jej rodzinę.
      - Będę mówić co mi się podoba, nigdy go nie skrzywdzisz. Nie tkniesz go- już podnosiła różdżkę by ugodzić blondynkę ale z drugiej strony usłyszała znajomy głos, którego się tu nie spodziewała.
      - Drętwota- zasyczał miękki, męski głos. Rozbłysło czerwone światło i szatynka upadła na ziemię. Monica zsunęła się na ziemie cała się trzęsąc.
          Z mroku wyłoniła się przystojna twarz blondyna, który podał jej rękę. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że jej wybawcą okazał się Draco.
      - Nic Ci się nie stało?- zapytał pomagając podnieść się jej z ziemi.
      - Nie, ale to dzięki Tobie- delikatnie się zarumieniła i szybko puściła jego rękę.
      - Nie ma sprawy- Malfoy obrócił się już na pięcie by odejść.
      - Czemu mi pomogłeś, przecież nienawidzisz mnie i mojej rodziny?- zawołała za nim.
      - Twoja rodzina to i moja rodzina. Nie pozwolę by jakaś mugolaczka atakowała czystą krew- odpowiedział jej co wywołało w niej wielkie zdziwienie. W końcu Draco nigdy nie przyznawał się do ich pokrewieństwa. A był przecież jej bliższą rodziną niż Ron czy Fred.
      - Ok- nie wiedziała co mu odpowiedzieć, dlatego sama postanowiła odejść bo poczuła dziwne palenie w żołądku.
           Skierowała swoje kroki do gabinetu profesor McGonagall. Zapukała w drewniane drzwi ozdobionych ładną kołatką w kształcie głowy lwa. Usłyszawszy zgodę na wejście. Nieśmiało otworzyła drzwi. Weszła do pokoju bardzo minimalistycznie wyposażonego. Pod oknem stało ciężkie biurko. Na ścianach było kilka portretów, jak podejrzewała dziewczynka byli krewnymi pani profesor. Każdy miał jakąś cechę wyglądu nauczycielki. Sama właścicielka gabinetu siedziała w pięknie zdobionym fotelu w kolorze czerwonym ogrzewając nogi w blasku kominka.
      - W czym mogę pomóc, panno Black?- zapytała ją, przyglądając się przenikliwym wzrokiem
      - Hermiona Granger właśnie próbowała mi zaatakować w korytarzu za tym gobelinem z małymi dziećmi- przedstawiła swój problem.
     - Panna Granger, to nie możliwe- oczy nauczycielki zabłysły niespotykanym blaskiem.
     - Może Pani zapytać Malfoya, on tam był i mi pomógł, gdyby nie on nie stała bym teraz przed panią- w jej czarnych oczach zaszkliły się łzy.
     - Nie wierze, że ta mądra dziewczynka byłaby do tego zdolna- teraz i profesor się trzęsła.
     - Ona jest szalona, krzyczała, że nie pozwoli skrzywdzić Harrego, że moja rodzina jest zła. Draco ją oszołomił i leży tam gdzie chciała mnie zaatakować- Monica wytłumaczyła co się wydarzyło w zamkowym korytarzu.
    - Zajmę się tym, a Ty jeśli nie potrzebujesz pomocy pani Pomfrey wróć do wieży- wygoniła ją z gabinetu a sama pobiegła w miejsce ataku.
        Dziewczyna pobiegła ile sił w nogach do Pokoju Wspólnego. Ucieszyła się kiedy zobaczyła przed sobą portret Grubej Damy. Podała jej hasło i weszła do przytulnego okrągłego pokoju. W kominku przyjemnie trzaskał ogień. Przy stolikach na małych pufach siedzieli mieszkańcy domu, odrabiając pracę domowe, rozmawiając lub bawiąc się. Rozejrzała się po pokoju. Znalazła Harrego i Rona siedzących w towarzystwie Freda i Georga. Szybko do nich podeszła i z radością usiadła na wolnej pufie obok przyjaciół. Chłopcy nie zdążyli się nawet zapytać gdzie się podziewała, kiedy uciekła z obiadu, gdyż pojawił się przy niej Stworek. Harry przeraził się na jego widok, nigdy nie widział takiego stwora. Skrzat domowy miał długie spiczaste uszy i podobny nos. Na głowie miał kępkę siwych włosów. Przyodziany był w poszewkę z herbem rodowym Blacków.
      - Pan przysyła Stworka, Pan chce wiedzieć czy panience nic nie jest- powiedział gburowatym głosem
      - Nie. Już wszystko w porządku, powiedz tacie, że Draco mi pomógł i niech się nie martwi- odpowiedziała mu.
      - Dobrze, panienka niech dba o siebie i nie zadaje się z tą mugolaczką- ukłonił się głęboko i aportował z głośnym trzaskiem.
        Chłopcy spojrzeli na nią z przerażeniem. Nie wiedzieli czy mogą się jej zapytać co się stało, kim jest ta mugolaczka i czemu Malfoy jej pomógł.

                                                               ***

                  Zesztywniałe ciało Hermiony przeniesiono do Skrzydła Szpitalnego. Dumbledore machnął różdżką i dziewczyna otworzyła oczy. Była zdziwiona czemu znalazła się pod opieką pani Pomfrey. Przecież już miała rzucić klątwe na tą blond włosom idiotkę, która dla niej była gorsza niż Pansy ze Slytherinu. Kto ją powalił na ziemię? Kto jej pomógł? Kto też chce krzywdy Harrego? Myśli przebiegały przez jej głowę gdy nagle wyparowały i opadała w powolny sen.
      - Musiałem wyczyścić jej część pamięci. Za dużo już wiedziała- powiedział, ze smutkiem dyrektor.
      - Ale skąd ona sobie ubzdurała, że Syriusz jest groźny dla Pottera?- zapytała z zatroskaniem opiekunka gryfonów.
      - Ktoś podsuwał jej tylko wybrane materiały. Myślę, że to nie koniec naszych problemów. Ta osoba się dopiero rozkręca- oczy Albusa posmutniały za jego okularami połówkami. A na twarzy ukrytej pod długą siwą brodą malowało się zatroskanie.
      - Kto chce coś przez to osiągnąć?- McGonagall zrobiła przerażoną minę na myśl, że jej uczniom grozi niebezpieczeństwo.
     - Ten kto zawsze- Dumbledore nieświadomie zacisnął ręce na poręczy białego szpitalnego łóżka. Siedzieli przez chwilę w ciszy. Słuchając miarowego oddechu Gryfonki. Po kilku minutach rozeszli się do swoich zadań, zostawiając dziewczynę samą. Nie świadomą, że właśnie przez jej gorący temperament pokrzyżowała komuś plany.




--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ogłoszenie parafialne:
Ocenę bloga możecie przeczytać tutaj http://ocenialnia-potterowskich-opowiadan.blogspot.com/

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział IV

 Brązowowłosa dziewczyna zerwała się szybko od stolika i wybiegła z sali w nieznanym kierunku. Pozostali spojrzeli po sobie jakby Granger była niepełnosprawna umysłowo.
      -Co ją tak wywiało?- zapytał Ron.
      -Pewnie pobiegła do biblioteki by przeczytać kolejną książkę i wiedzieć wszystko- Harry zaczął udawać, że wyrywa się do odpowiedzi z wielkim entuzjazmem jak ma to w zwyczaju Hermiona.
        Zjedli w spokoju tosty i postanowili odwiedzić Hagrida. Gajowy Hagrid, był mężczyzną o olbrzymich rozmiarach, jego ręce spokojnie mogłyby zastąpić pokrywki w koszach na śmieć. Miał ogromną ilość ciemnych włosów i podobnych rozmiarów brodę. Spod brody i wąsów wydostawały się ciemne, ciepłe oczy. Harry szybko polubił swojego olbrzymiego przyjaciela. Teraz chciał, aby i reszta jego przyjaciół go poznała. Zeszli polaną do drewnianej chatki. Domek stał na skraju wielkiego lasu nazywanego tu przez wszystkich Zakazanym Lasem. Był on ogromny i ponury i podobno żył w nim różne dziwy. Zapukali do drzwi i usłyszeli za nimi szczekanie psa.
      -Wchodźcie, wchodźcie- gajowy zaprosił ich do środka.
      -Cześć Hagrid, chce byś poznał moich przyjaciół.- uśmiechnął się do niego Harry.
      -Tego tu nie musisz mi przedstawiać kolejny Wesley- zaśmiał się gromko Hagrid.
      -Yyy jestem Ron- zmieszał się chłopak.
      -A panienka to?- uścisnął dłoń dziewczynce.
      -Monica Black proszę pana- przedstawiła się z gracją.
      -Pamiętam Twojego ojca. Był z niego taki urwis jak z Twoich braci Freda i Georga- zwrócił się w stronę Rona.
      -Wiem, tata opowiadał o Panu same dobre rzeczy- komplementowała go Monica.
      -Oj tam, oj tam skończmy z tym panowaniem. Mówcie mi Hagrid, może herbatki- zaproponował im olbrzym.
     -Chętnie- odpowiedzieli chórem.
Kiedy Hagrid nastawiał wodę w czajniku nad wielkim paleniskiem oni z ciekawością rozglądali się po jego domu. W kącie stało wielkie łóżko przykryte ręcznie robioną kołdrą. Oni siedzieli zaś przy wypucowanym drewnianym stole z 6 krzesłami. Z sufitów zwisało mnóstwo dziwnych rzeczy. Były jakieś włosy,garnki nawet zdechły kurczak. Spędzili tak całkiem miłe przedpołudnie. Olbrzym okazał się przyjemnym towarzyszem mimo swojego strasznego wyglądu. Z żalem wracali do zamku na obiad, choć z drugiej strony byli okropnie głodni. Ciasteczka, którymi zostali poczęstowani podczas herbatki okazały się strasznie twarde i praktycznie nie jadalne.
           Kiedy weszli do Wielkiej Sali, była pełna uczniów. Podeszli do swojego stolika i usiedli wygodnie. Zaraz za nimi weszła Hermiona z bardzo dumną miną.
      -A ciekawe co tej?- zapytał Ron.
      -Pewnie dowiedziała się, że napisała wypracowanie najlepiej z nas wszystkich i teraz się panoszy- zaśmiała się Monica. Granger rzuciła jej nienawistne spojrzenie. Wszyscy podejrzewali, że już od początku dziewczyna zazdrości małej Blackównie łatwości w nawiązywaniu kontaktów i dobrych wyników w nauce.
     -Pewnie tak- rzucił Harry, któremu było żal dziewczynki, która była samotna. W końcu on też wiedział jak to jest nie mieć przyjaciół. Już jego kuzyn o to zadbał w mugolskiej szkole.
     -A może Black, ona po prostu coś Wywęszyła- za ich plecami wyrósł Draco.
     -Tak jakim jesteś debilem- rzuciła mu Monica.
     -To nie ja tu jestem debilem, tylko ktoś kto sam nie potrafi posklejać układanki- odszedł zanosząc się śmiechem. A wiele dziewczyn odwracało za nim głowę.
Trzeba było przyznać, że Malfoy ze swoim blond włosami i stalowymi oczyma zwracał urodę płci przeciwnej. Wszyscy także zauważali ogromne podobieństwo pomiędzy nim i Monicą. Różnił ich tylko kolor oczu. Ona miała czarne po matce.
    -Ciekawe o co mu znów chodzi?- zapytał Potter swoich przyjaciół, podając każdemu z nich kawałek kurczaka.
    -O bycie idiotą i tyle- Monica znów próbowała szybko zmienić temat choć nie wiedziała, czemu wszyscy starają się chronić tą tajemnicę.
    -Idiotą tu jest ktoś inny i Snape ma rację, sława nie idzie w parze z rozumem- prychnęła Hermiona.
    -Co ją ugryzło?- spojrzał na nich pytająco Ron.
    -A bo Wy nic nie czaicie- odezwała się siedząca obok ich rówieśniczka Lavender Brown.
    -To nas oświeć- oburzył się rudzielec, który nie lubił być traktowany jak ktoś mało inteligentny.
    -No ona kocha się w Draco pewnie i tak ją irytuje, że gada do Ciebie Monica a do niej nie powie ani słowa- zachichotała razem ze swoją przyjaciółką Parvati odchodząc od stołu.
    -Proszę bardzo niech go sobie bierze a mi niech oboje dadzą spokój bo nie mam ochoty rozmawiać z obojgiem- Monica rzuciła na stół widelec, zostawiając nie dojedzonego kurczaka z frytkami i odeszła.
Skierowała się do wieży Gryffindoru, gdy w pierwszym przejściu za kotarą spotkała Hermionę z wycelowaną w nią różdżką.

                                                               ***
           W tym samym czasie dom przy Grimmauld Place odwiedził sam Dumbledore. Syriusz zaprowadził go do wysokiego zielonego salonu. Na ścianie wisiał tam stary gobelin przedstawiający genealogię rodzinny Blacków i Dumbledore przyglądał mu się z ciekawością. Syriusz wchodząc do salonu zaproponował mu by usiadł na sofie, sam zaś wybrał swój ulubiony czarny skórzany fotel na wprost kredensu z pamiątkami rodzinnymi. Kiedy wygodnie się rozsiedli do pokoju wszedł Stworek z tacą i dzbankiem herbaty. Postawił ją ostrożnie na niskim drewnianym stoliku i wyszedł.
      -Więc co Cię Albusie sprowadza do Londynu- zapytał z ciekawością gospodarz.
      -Harry mnie tu ściągnął, a raczej nasza tajemnica- powiedział tajemniczo dyrektor.
      -Coś z nią nie tak?- zdziwił się Syriusz.
      -Myślę, że może być. Jak wiesz Severus nie znosił i Ciebie i Jamesa. Może powiedzieć znów za dużo- zaczął wyliczankę Albus.
      -Przecież możesz go utemperować- krzyknął Black.
      -Mogę ale nie tylko z nim jest problem. Syn Narcyzy też wie, a do tego ktoś pytał w bibliotece o stare Proroki Codzienne- zakończył Dumbledore.
      -Może musimy mu powiedzieć- zapytał z nadzieją w głosie, że odzyska swojego syna.
      -Nie, musi to pozostać tajemnicą- Albus wstał i udał się do wyjścia zakładając długą i spiczastą tiarę nawet się nie żegnając.
       Syriusz został sam z myślami nie wiedząc nawet, że jego córce grozi niebezpieczeństwo.


niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział III

Wysiedli z łódeczek i kamiennymi schodami weszli do olbrzymiego holu. Stała tam starsza nauczycielka z ciasno związanym kokiem.
          - Witajcie nazywam się profesor McGonagall, ceremonia przydziału rozpocznie się za 5 min. Mają państwo czas by się przygotować- powiedziała rzeczowym tonem, zostawiając ich. Spojrzeli po sobie obawiając się, tego co przed nimi. Nikt nie wiedział na czym polega ta cała ceremonia przydziału.
          -Kogo ja widzę córka Śmierdziorusa Black- odezwał się chłopak z jasnymi włosami, którego Monica spotkała w sklepie z szatami.
          -O syn strachliwego Lucjusza, czy dalej ma białe włosy czy postanowił się już nie postarzać- odgryzła mu się dziewczynka.
         -Straszne z kim się zadajesz, z tymi mugololubnymi Wesleyami- obrzucił Rona spojrzeniem i próbował się nie roześmiać.
         -O mój boże wiedzę, że tatuś i mamusia wpajają Ci swoje genialne zasady- roześmiała się dziewczynka.
        -To powinny być też Twoje zasady. Jesteś Blackiem, jesteś królową tych wszystkich tu- nachmurzył się chłopak, po czy dodał wyciągając rękę do Harrego – Jestem Draco Malfoy, pokaże Ci kto jest prawdziwym czarodziejem.
        -Sorry ale chyba sam potrafię to ustalić- nie odwzajemnił uścisku.
Na szczęście rozmowę przerwała profesor McGonagall. Ustawili się w rzędzie i za nią weszli do Wielkiej Sali. Wielu z nowo przybyłych trząsło się ze strachu lub podniecenia. Ta dziwna dziewczynka Hermiona opowiadała wszystkim dookoła niej jakich zaklęć nauczyła się w domu i co może jej się tutaj przydać.
        -Osoba, której imię i nazwisko wyczytam siada na stołeczku i zakłada Tiarę, która dokona wyboru waszego nowego domu- obwieściła surowym tonem prof. McGonagall.
        -Uff trzeba tylko to ubrać- Harry wyraźnie się rozluźnił.
Profesor McGonagall rozpoczęła wyczytywać nazwiska. Kiedy Tiara wykrzykiwała nazwę domu, starzy członkowie gromko oklaskiwali nowych.
        -Monica Black- Wyczytała ją.
Dziewczynka usiadła na niewysokim stołeczku i po chwili rozcięcie krzyknęło „ Gryffindor”.
Zadowolona usiadła przy stole obok swoich rudowłosych kuzynów, przyglądając się ceremonii.
       -Hermiona Granger- napuszona dziewczynka wyszła pewnym krokiem by po chwili jak Monica trafić do Gryffindoru.
       -Draco Malfoy- jasnowłosy usiadł dumnie i gdy tylko Tiara dotknęła jego włosów skierowała go do Slytherinu.
       -Harry Potter- Chłopak blady na twarzy usiadł. Siedział na stołku dość długo, by Monica i Ron zaczęli być przerażeni, że coś jest nie tak. Jednak po chwili Tiara umieściła Harrego w Gryffindorze. Ich stół zaczął szaleć z radości.
       -Ron Wesley- Monica zauważyła, że Harry ściska palce pod stołem, by jego nowy kolega, też trafił do tego samego domu. Na szczęście wszyscy Wesleyowie zawsze są w tym samym domu.
Kiedy ostatnia osoba została przydzielona powstał profesor Dumbledore.
       -Witajcie w nowy roku nauki, wsuwajcie- było to najszybsze przemówienie jakie kiedykolwiek słyszeli. Byli z tego zadowoleni bo burczało im w brzuchach.
Spojrzeli na złotą zastawę przed nimi, która po chwili zapełniła się najwspanialszymi potrawami. Byli tym zachwyceni. Kiedy wszyscy się już najedli udali się do swojego nowego pokoju wspólnego. Nie mieli sił na rozmowy.
                                                            ***
Następnego dnia spotkali się na śniadaniu w Wielkiej Sali. Nie było już złotej zastawy, a stoły były już zapełnione jedzeniem.
       -Co dziś mamy za pierwszą lekcję- zapytała Monica swoich nowych kolegów.
       -Eliksiry ze Snapem, George mówił, że jest naprawdę przykry- wzdrygnął się Ron.
       -Yhm, czyli nie będzie to łatwe i przyjemne- uśmiechnęła się.
Zjedli śniadanie i udali się w ciemne i mokre lochy. Z jednego z nich wyszedł wysoki mężczyzna, z mocno zakrzywionym nosem i niezwykle tłustymi ciemnymi włosami. Usiedli bez słowa, gdyż nauczyciel wyglądał na groźnego.
        -Witajcie, jeśli nie jesteście tępi jak większość dzieciaków, których uczę nauczycie się tutaj jak uwięzić uczucia, uratować lub odebrać życie- mówił Snape z niezwykłym zacięciem i Hermiona Granger spijała każde słowo, które wypowiedział. Wyglądała na niezwykle przejętą.
        -A teraz dowiem się jak byliście rządni wiedzy przed przyjazdem tutaj- uśmiechnął się szyderczo.
        -Panie Potter niech pan mi powie jakie działanie ma nalewka z piołunu- zapytał z radością.
        -Nie mam pojęcia panie profesorze- odpowiedział przestraszony Harry.
        -No proszę, jednak sława to nie wszystko- powiedział mściwym tonem nie zwracając uwagi na podniesioną rękę Hermiony.
       -No to może panna Black powie mi co to bezoar- zapytał ponownie.
       -Nie wiem- odpowiedziała pewnie, bo tata odpowiadał jej trochę o Snape'ie.
       -Jacy ojcowie takie dzieci- powiedział.
Co miał na myśli wiedziała tylko Monica i Ron, którzy spojrzeli po sobie przerażeni, by Snape nie powiedział dwóch słów za dużo i nie wydał sekretu Dumbledora i Blacka. Jednak on nie powiedział już ani słowa więcej tylko machnął różdżką na tablicę. Ukazały się instrukcje ich pierwszego eliksiru.
      -Panie Potter mam nadzieje, że w praktyce jest pan lepszy niż w teorii- zaśmiał się szyderczo.
W rogu lochu Draco uśmiechnął się szyderczo.
Lekcja się skończyła i chcieli jak najszybciej wyrwać się z dusznych lochów.
     - Mam nadzieje, że zaklęcia z Flitwick'iem będą lepsze niż to co nam zafundował Snape- żachnął Harry, wyraźnie zdziwiony niechęcią nowo poznanego nauczyciela.
     -Pewnie tak, nikt nie jest tak zły jak Snape- odpowiedział mu Ron.
     -A tak w ogóle wiecie o co mu chodziło z tym tekstem o ojcach- zapytał ich. A oni znów spojrzeli na siebie z przerażeniem.
     -Nie, niestety- odpowiedziała szybko Monica.
Doszli do klasy zaklęć. Cieszyli się, że będzie to pierwsza lekcja gdzie użyją różdżki. Niestety okazało się, że przez całą godzinę przepisywali formułki, które miały ich przybliżyć do użycia pierwszego zaklęcia.
Po skończonej lekcji udali się do Wielkiej Sali na obiad po, którym mieli mieć transmutacje z McGonagall.
      -Co Potter podobają Ci się Twoi nowi, starzy przyjaciele- zapytał Malfoy.
      -Nie wiem o co Ci chodzi Malfoy- spojrzał na niego Harry.
      -Poszukaj to się dowiesz- dodał tajemniczo Draco.
      -Powiedz co wiesz albo się przesuń- do dyskusji przyłączyła się Granger.
      -Nie tak szybko- odszedł w stronę stołu Ślizgonów.
      -O co mu chodzi?- zapytał Harry.
      -Draco taki jest lubi wymyślać i mącić- powiedziała Monica.
      -A tak w ogóle, jak myślicie jaka będzie transmutacja- starała się szybko zmienić temat co nie przeszło niezauważenie przez Hermionę.
      -Podobno jest spoko ale nie daje forów Gryfoną tak jak Snape Ślizgoną- przedstawił ją krótko Ron.
Weszli do sali. Profesor zamieniła katedrę w prosiaka i prosiaka w katedrę. Wywołało to wielkie wrażenie wśród zgromadzonych i sami zechcieli zamieniać przedmioty w zwierzęta. Niestety podobnie jak na zaklęciach i tutaj musieli przepisać sporo regułek.

                                              ***
Pierwszy tydzień nauki minął im niezwykle szybko. Monica napisała tylko jeden list do ojca i niecierpliwie oczekiwała odpowiedzi, bo tęskniła za ojcem.
W sobotni poranek podczas śniadania zobaczyła, że zbliża się do nich ich brązowa sowa. Szybko odwiązała list.
                           Kochanie
     Mam nadzieję, że pierwszy tydzień minął spokojnie i dobrze się bawisz z nowymi znajomymi.       Jednak martwią mnie dwie rzeczy. Nie wiem czy za szybko nie zaprzyjaźniłaś się z Harrym. I wiąże się,  z tym druga obawa. Snape i Malfoy mogą się w każdej chwili wygadać. O ile nad Snapem może wasz  dyrektor zapanować, ale nad synem kochanej Narcyzy, nie da się zapanować. Dlatego uważaj, by Harry nie dowiedział się kim jesteśmy.
                                                            Kocham Tata.
Oburzyła się, że tata sugeruje jej zbyt szybką przyjaźń z Harrym. Myśląc nad tym nie zauważyła, że Hermiona czyta jej list przez ramię.


środa, 19 czerwca 2013

Rozdział II

 Pierwszy września przyszedł zdecydowanie za szybko dla Syriusza. Obawiał się tego dnia, że nie będzie w stanie rozstać się z ukochaną córeczką, aż do grudnia. Wiedział jednak, że dla niej będzie lepiej jeśli będzie się uczyć wśród rówieśników w Hogwarcie, niż z nim w domu. Wiedział także, że dzięki temu będzie mógł wrócić do pracy na pełny etat w ministerstwie.
Delikatnie na placach wszedł do pokoju córki i zaczął budzić swojego małego śpiocha. Otworzyła leniwie swoje czarne oczka i spojrzała na niego.
          -Chodź musisz wstawać, za 3 godziny będziesz w drodze do szkoły- wziął córkę na ręce i zaniósł do kuchni. 
Stworek, skrzat domowy przygotował już śniadanie dla nich i zaczął pakować dziewczynkę do szkoły.
Dobrze, że mam Stworka, będzie mógł czasem wpaść do Hogwartu sprawdzić co u niej; pomyślał Syriusz przygotowując sukienkę córce. Chciał by wyglądała jak najlepiej kiedy spotka nowych kolegów. Bał się jednak, że wielu onieśmieli jej pochodzenie. W końcu jej prapradziadek był dyrektorem szkoły. Spojrzał na córkę i zobaczył, że ona też jest jakaś nie swoja. Jadła cicho swoje śniadanie, choć zwykle buzia jej się nie zamykała.
        -Córeczko co jest- zapytał biorąc ją znów na ręce
        -Bo ja się boję tato, że jak mnie nie będzie to stanie Ci się coś tak jak mamie- łzy napłynęły do jej dziecięcych oczu.
        -Nie bój się, złych ludzi już nie ma- otarł łzy córce, starając się ukryć własne wzruszenie
        -A poza tym tato będę bardzo tęsknić, bo nikt mnie rano na śniadanie nie zniesie- dalej delikatnie płakała.
       -Nie martw się, szybko zapomnisz o tym bawiąc się i ucząc z kolegami- ucałował ją w policzek i usiadł z nią na kolanach.
Siedzieli tak godzinę w milczeniu przytulając się. Dopiero Stworek wyrwał ich z tego wzruszającego dla obojga momentu.
        -Panie musicie uciekać, już 10.20 pociąg za niedługo- wpadł do pokoju trzymając stary zegar w ręce.
Syriusz spojrzał z przerażeniem na zegarek. Szybko kazał się córeczce ubrać. Gdy tylko upewnił się, że jako tako wyglądają. Złapał córkę za rękę i wybiegł z domu ciągnąc jej kufer za sobą. Dotarli na dworzec King Cross o 11.10, mieli 20 min do odjazdu pociągu.
        -Tato a jak dostaniemy się na peron- zapytała Monica tatę
        -Oprzemy się o tamtą barierkę- wskazał palcem na barierkę oddzielającą peron 10 i 9.
Gdy tylko to zrobili znaleźli się na peronie przy którym stał staroświecki parowóz. Syriusz dostrzegł w oddali swoje kuzynostwo Molly i Artura Wesleyów wraz z grupką ich dzieci.
        -Witajcie- przywitał ich, a Monica zaczęła biegać razem ze swoimi kuzynami
        -Witaj Syriuszu, zgadnij kto nas zapytał o to jak tu wejść- zagaiła Molly.
        -Harry?-zapytał
        -Tak i był przerażony- odpowiedziała mu.
        -Ważne by dzieci się nie wygadały- dodał Artur.
        -Monica, Fred, George, Ron i Ty także Percy choć o Ciebie najmniej się boję. Harry nie może się dowiedzieć, że Monica jest jego kuzynką rozumiecie- poinstruował ich Syriusz.
        -Oczywiście- powiedzieli szybko.
        -No to bawcie się dobrze, i pamiętaj córeczko pisać do mnie często bo inaczej wyśle Stworka na zwiady- ucałował córkę Syriusz, pomachał także wszystkim Wesleyą.
Dzieci wbiegły do pociągu i pomachały rodzicom przez okna.
Pociąg powoli ruszył swoje tłoki i z mozołem ruszył z peronu. Monica wraz z Ronem, który także miał 11 lat szybko znaleźli wolny przedział. Kiedy rozsiedli się wygodnie drzwi przedziału otwarły się.
        -Przepraszam czy tu jest wolne?- zapytał nieśmiało kruczoczarny chłopak z pękniętymi okularami.
        -Tak oczywiście- odpowiedziała mu z uśmiechem Monica, ubiegając tym samym Rona, który tylko ruszał ustami.
        -Jestem Monica, Monica Black- podała mu rękę na powitanie.
        -Harry Potter- przedstawił się nieśmiele, na co Ron zaczął jeszcze bardziej machać ustami.
        -A to jest Ron Wesley- przedstawiła go Monica dusząc się ze śmiechu.
        -Mam nadzieje, że nie będę Wam przeszkadzać bąknął Harry nieśmiale.
        -Ależ skąd- uśmiechnęła się.
        -A Ty Ron ogarnij się bo zaraz pójdę po Twoich braci- szturchnęła kuzyna w bok.
        -To Wy się chyba dłużej znacie, ja tu nikogo nie znam- Harry zwiesił smętnie głowę
        -Nie martw się mnóstwo ludzi nie zna tu nikogo- Ron nagle odzyskał głos.
        -A my jesteśmy dalekimi kuzynami i dlatego się znamy- dodała Monica.
        -Ah czyli jesteście z tych wielkich czarodziejskich rodów- oblał się rumieńcem Harry.
        -Ród Blacków na pewno jest wielki i potężny, ale nie Wesleyowie- rzucił z przekąsem Ron.
        -Przypominam Ci, że Wesleyowie też wywodzą się od Blacków- oburzyła się Monica.
        -No ale Ty chłopie też jesteś z czarodziejskiej rodziny. Twoi rodzice też skończyli Hogwart- uśmiechnął się Ron.
        -Skąd Wy to wiecie?- zdziwił się Harry.
        -Stary, każde dziecko wie kim jesteś i kim byli Twoi rodzice- dodał Ron.
        -Tylko dlatego, że jakiś czarownik zabił mi rodziców?- Harry wybrzuszał oczy to na Rona to na Monice.
        -Nie jakiś, tylko najpotężniejszy- upomniał go Ron
Monica zamyśliła się czy powiedzieć Harremu, że jej mama też zginęła z jego rąk. Ale pomyślała, że w Hogwarcie będzie mnóstwo osób, którym też kogoś zabito.
Nagle drzwi przedziału otworzyły się. Ukazała się w nich dziewczyna z burzą kasztanowych włosów na głowie. Towarzyszył jej zlękniony pucułowaty chłopiec.
         -Cześć jestem Hermiona Granger, a to Neville Longbottom- przedstawiła się. - Nie wiedzieliście tu może ropuchy, bo Neville swoją zgubił- dodała.
         -Nie, niestety- uśmiechnął się do niej Harry.
         -Ja wiem kim jesteś. Jesteś Harry Potter. Przeczytałam o Tobie wszystko w książkach o XX wiecznym czarnoksięstwie- ekscytowała się nowo poznana dziewczyna.
         -Eee, no to spoko- Harry nie wiedział co odpowiedzieć.
         -Boże jakby o mnie pisali znalazłabym wszystko- popatrzyła na nich z wyższością. - A Wy ja się nazywacie- zwróciła się do Rona i Monic.
        -Ja jestem Ron Wesley a to Monica Black- przedstawił ich rudowłosy chłopak. Dziewczyna jednak nie mogła ich wpasować w żadną książkę więc tylko zmierzyła ich wzrokiem.
        -No to my idziemy- Hermiona złapała Nevilla za rękę i oddalili się w poszukiwaniu ropuchy.
Kiedy tylko opuścili ich przedział cała trójka wybuchnęła śmiechem, myśląc o wywyższającym się zachowaniu nowo poznanej koleżanki.
Pociąg zaczął zwalniać, dlatego rozpoczęli przebierać się w szkolne szaty. Zatrzymali się na małej ciemnej stacji. Z daleka zobaczyli olbrzyma wołającego – pirwszoroczni do mnie proszę.-
Harry uradowany podbiegł do swojego olbrzymiego przyjaciela.
        -Witaj Hagridzie- podał mu rękę.
        -Witaj Harry, czas dostać się do zamku- wielkolud zagarnął pierwszaków do małych łódeczek, by tradycyjnie przeprawili się przez jezioro do Hogwartu.


Rozdział I

Wybaczcie jeśli początek będzie niemrawy ale nie pisałam opowiadań od początku liceum, czyli z jakieś 5 lat. Liczę na wyrozumiałość ;)

***
Był 31 lipca, Syriusz Black jak co roku tego dnia miał ogromne wyrzuty sumienia. Tego dnia urodziny obchodził jego chrześniak, syn jego najlepszego przyjaciela Jamesa Pottera. Przyjaciela, który wraz z żoną zginął w tragicznych okolicznościach. Ich syn Harry przeżył. Syriusz jako ojciec chrzestny chciał się nim zaopiekować, ale Dumbledore umieścił go u siostry Lily, żony Jamesa. Harry nie wiedział, że oprócz ciotki i wujka u których mieszkał ma jeszcze rodzinne. Rodzinę, która mimo że nie widziała go 10 lat dalej go kocha.
Albus Dumbledore zabronił ujawniać się Syriuszowi do momentu który sam Albus uzna za stosowny. Black ciężko to zniósł wiedząc jakim człowiekiem jest siostra Lily, Petunia. Wiedział, że Harry nie będzie wiedział nic o swoich rodzicach, a także o tym kim jest i dlaczego jest tak ważny dla ich świata.
Z zadumania wyrwała Syriusza córeczka Monica, która właśnie wskoczyła mu na kolana. Jego córka była w wieku Harrego i wiedział, że pewnie spotkają się w Hogwarcie, może nawet będą w jednym domu tak jak kiedyś on i James.
         -Tato o czym tak myślisz, że nawet nie dałeś mi buzi- zapytała nieśmiele Monica
        -O Twoim kuzynie Harrym- odpowiedział jej Syriusz całując swoją ukochaną córeczkę w głowę. Jest                    tak podobna do swojej matki, pomyślał Syriusz.
Żona Syriusza, Kate zginęła 10 lat temu, walcząc przeciwko zwolennikom Lorda Voldemorta. Syriusz do dziś nie pogodził się z tym, że nie był wtedy w domu z Monicą. Z drugiej strony, gdyby Monica się wtedy nie rozchorowała, poszedł bym wtedy do pracy i ona też by zginęła. Tak jak Kate, James, Lily i setki ludzi zabitych przez Lorda Voldemorta i jego popieprzonych zwolenników.
Muszę się otrząsnąć, stwierdził w myślach Syriusz.
         -Co chcesz zjeść królewno, zanim pójdziemy na wielkie zakupy- zapytał córkę patrząc w jej czarne jak węgiel oczy.
         -Czekoladowe żaby- zapiszczała dziewczynka.
         -Nie, nie jemy słodyczy na śniadanie- upomniał ją z uśmiechem ojciec.
         -No to tosta z miodem, chyba, że to też jest dla Ciebie słodycz- powiedziała buntowniczo.
         -Dobrze, dobrze dostaniesz tosta z miodem- uśmiechnął się do niej.
Po zjedzonym śniadaniu Monica poszła się przygotować do wyjścia a Syriusz znów pogrążył się w myślach. Ciekawe czy Harry już wie, że jest jednym z nas; ta myśl prześladowała go od kiedy otworzył oczy.
                                                                     ***
Syriusz i Monica znaleźli się na ulicy pełnej sklepów z dziwnym wyposażeniem. Dziewczynka wyglądała na niezwykle przejętą, trzymając się kurczowo rękawa ojca. Rodzina skierowała się ku wielkiemu białemu budynkowi, nie wiedząc, że 10 min wcześniej opuścił go Harry wraz z nowym przyjacielem Hagridem. W tym budynku mieścił się bank. Bank, był to jednak niezwykły. Właścicielami nie byli ludzie a gobliny. Małe dość przebiegłe stworzenia. Bank większość swej powierzchni zajmował pod ziemią. Był tam skrytki z pieniędzmi i innymi kosztownościami ich właścicieli. Do skrytek można się było dostać za pomocą małych wagoników. Właśnie do jednego z takich wagoników wsiedli Syriusz i Monica. Blackowie w swoim świecie byli arystokratycznym rodem, którego korzenie sięgają aż średniowiecza, dlatego skrytki jego rodziny znajdowały, się w najniższych i najlepiej strzeżonych partiach banku. Syriusz i jego córka byli ostatnimi z rodu Blacków.
Po dobyciu funduszy Syriusz i Monica wybrali się na zakup potrzebnych rzeczy do rozpoczęcia nauki w Hogwarcie.
            -Pokaż no mi tą listę od starego Dumbiego, to znaczy profesora Dumbledora- powiedział Syriusz wyciągając rękę do córki.
Monica z małej torebeczki wyjęła wielką kopertę, z zielonym napisem
                   Szanowna Pani Monica Black
                   Czerwona Sypialnia
                   Grimmauld Place 12
                   Londyn
Na pierwszym pergaminie, zostało obwieszczone, że mała Monica została przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Ale nie ten pergamin interesował Syriusza. Gdy wyjmował kartkę z potrzebnymi książkami oraz innymi sprzętami, zobaczył Hagrida. Obok Hagrida szedł mały czarnowłosy chłopak, który tak przypominał swojego ojca w tym wieku. Towarzysz Harrego delikatnie skinął głową na przywitanie, a Monic pisnęła
       -Tato, czy to nie nasz Harry- skakała dookoła uradowana.
       -Tak kochanie- Syriusz patrzył za chłopakiem z bólem w spojrzeniu.
       -To czemu się nie przywitamy i powiemy mu, że jesteś jego drugim tatą- spytała Monica patrząc za oddalającym się chłopcem
       -Bo pan Profesor jeszcze nam nie pozwoli- uciął temat ojciec
       -A teraz chodźmy na te zakupy- dodał po chwili Syriusz głaszcząc córkę po blond włosach.

Syriusz spojrzał na kartki, które wyjął z koperty i przeczytał podekscytowanej dziewczynce
co będzie potrzebować. Pierwsze swe kroki skierowali do sklepu Madame Malkin,gdyż na czele listy górowały:
  1. Trzy komplety czarnych szat roboczych
  2. Czarną spiczastą tiarę
  3. Parę rękawic ochronnych
  4. Płacz zimowy czarny z srebrnymi zapinkami.
W sklepie spotkali chłopca o tak samo jasnych włosach jak Monica, który obrzucił ich wrogim spojrzeniem. Kiedy zakupili jej szaty udali się do esów i floresów, czyli najlepszej księgarni w okolicy. Zakupili tam wszystkie potrzebne podręczniki. Pozostała im do zakupu tylko różdżka, więc skierowali swe kroki do Olivandera.
Sklep Olivandera był długi i wąski. Na każdej wolnej powierzchni znajdowały się podłużne pudełeczka. Gdy zadzwonili dzwonkiem ukazał im się sędziwy pan z nienaturalnie wielkimi oczami.
     -O Syriusz Black, 12 cali wierzba, włókno z serca smoka; dobrze pamiętam- zapytał znienacka Olivander
     -Tak proszę pana- Syriusz odruchowo ścisnął swoją różdżkę pod szatą.
     -Ale widzę, że dziś wyposażasz swoją córeczkę- uśmiechnął się do nich.
     -Zgada się- Ojciec odwzajemnił uśmiech.
     -Niech no Cię zmierzę- Olivander przywołał taśmę do siebie i zaczął zbierać miarę z dziewczynki.
Po dokonaniu pomiarów wyjął pudełeczko z pięknie lśniącą różdżką
     -11 cali, heban, włos z grzywy jednorożca- zwrócił się do Syriusza podając różdżkę jego córce.
     -No machnij kochanie- zachęcił ją ojciec.
Gdy to zrobiła z końca różdżki posypały się gwiazdki.
     -No to mamy różdżkę dla panienki- Olivander pogładził dziewczynkę po włosach.
     -Do widzenia proszę pana- pożegnała się Monica wychodząc za ojcem.
Na ulicy dziewczynka podała rączkę ojcu. Okręcili się wokół siebie i po sekundzie znaleźli się z powrotem w zielonym salonie ich domu.