Pierwszy
września przyszedł zdecydowanie za szybko dla Syriusza. Obawiał
się tego dnia, że nie będzie w stanie rozstać się z ukochaną
córeczką, aż do grudnia. Wiedział jednak, że dla niej będzie
lepiej jeśli będzie się uczyć wśród rówieśników w Hogwarcie,
niż z nim w domu. Wiedział także, że dzięki temu będzie mógł
wrócić do pracy na pełny etat w ministerstwie.
Delikatnie
na placach wszedł do pokoju córki i zaczął budzić swojego małego
śpiocha. Otworzyła leniwie swoje czarne oczka i spojrzała na
niego.
-Chodź
musisz wstawać, za 3 godziny będziesz w drodze do szkoły- wziął
córkę na ręce i zaniósł do kuchni.
Stworek, skrzat domowy
przygotował już śniadanie dla nich i zaczął pakować
dziewczynkę do szkoły.
Dobrze, że
mam Stworka, będzie mógł czasem wpaść do Hogwartu sprawdzić co
u niej; pomyślał Syriusz przygotowując sukienkę córce. Chciał
by wyglądała jak najlepiej kiedy spotka nowych kolegów. Bał się
jednak, że wielu onieśmieli jej pochodzenie. W końcu jej
prapradziadek był dyrektorem szkoły. Spojrzał na córkę i
zobaczył, że ona też jest jakaś nie swoja. Jadła cicho swoje
śniadanie, choć zwykle buzia jej się nie zamykała.
-Córeczko
co jest- zapytał biorąc ją znów na ręce
-Bo ja się
boję tato, że jak mnie nie będzie to stanie Ci się coś tak jak
mamie- łzy napłynęły do jej dziecięcych oczu.
-Nie bój
się, złych ludzi już nie ma- otarł łzy córce, starając się
ukryć własne wzruszenie
-A poza
tym tato będę bardzo tęsknić, bo nikt mnie rano na śniadanie
nie zniesie- dalej delikatnie płakała.
-Nie martw
się, szybko zapomnisz o tym bawiąc się i ucząc z kolegami-
ucałował ją w policzek i usiadł z nią na kolanach.
Siedzieli
tak godzinę w milczeniu przytulając się. Dopiero Stworek wyrwał
ich z tego wzruszającego dla obojga momentu.
-Panie
musicie uciekać, już 10.20 pociąg za niedługo- wpadł do pokoju
trzymając stary zegar w ręce.
Syriusz
spojrzał z przerażeniem na zegarek. Szybko kazał się córeczce
ubrać. Gdy tylko upewnił się, że jako tako wyglądają. Złapał
córkę za rękę i wybiegł z domu ciągnąc jej kufer za sobą.
Dotarli na dworzec King Cross o 11.10, mieli 20 min do odjazdu
pociągu.
-Tato a jak
dostaniemy się na peron- zapytała Monica tatę
-Oprzemy
się o tamtą barierkę- wskazał palcem na barierkę oddzielającą
peron 10 i 9.
Gdy tylko
to zrobili znaleźli się na peronie przy którym stał staroświecki
parowóz. Syriusz dostrzegł w oddali swoje kuzynostwo Molly i Artura
Wesleyów wraz z grupką ich dzieci.
-Witajcie-
przywitał ich, a Monica zaczęła biegać razem ze swoimi kuzynami
-Witaj
Syriuszu, zgadnij kto nas zapytał o to jak tu wejść- zagaiła
Molly.
-Harry?-zapytał
-Tak i był
przerażony- odpowiedziała mu.
-Ważne by
dzieci się nie wygadały- dodał Artur.
-Monica,
Fred, George, Ron i Ty także Percy choć o Ciebie najmniej się
boję. Harry nie może się dowiedzieć, że Monica jest jego
kuzynką rozumiecie- poinstruował ich Syriusz.
-Oczywiście-
powiedzieli szybko.
-No to
bawcie się dobrze, i pamiętaj córeczko pisać do mnie często bo
inaczej wyśle Stworka na zwiady- ucałował córkę Syriusz,
pomachał także wszystkim Wesleyą.
Dzieci
wbiegły do pociągu i pomachały rodzicom przez okna.
Pociąg
powoli ruszył swoje tłoki i z mozołem ruszył z peronu. Monica
wraz z Ronem, który także miał 11 lat szybko znaleźli wolny
przedział. Kiedy rozsiedli się wygodnie drzwi przedziału otwarły
się.
-Przepraszam
czy tu jest wolne?- zapytał nieśmiało kruczoczarny chłopak z
pękniętymi okularami.
-Tak
oczywiście- odpowiedziała mu z uśmiechem Monica, ubiegając tym
samym Rona, który tylko ruszał ustami.
-Jestem
Monica, Monica Black- podała mu rękę na powitanie.
-Harry
Potter- przedstawił się nieśmiele, na co Ron zaczął jeszcze
bardziej machać ustami.
-A to jest
Ron Wesley- przedstawiła go Monica dusząc się ze śmiechu.
-Mam
nadzieje, że nie będę Wam przeszkadzać bąknął Harry
nieśmiale.
-Ależ
skąd- uśmiechnęła się.
-A Ty Ron
ogarnij się bo zaraz pójdę po Twoich braci- szturchnęła kuzyna
w bok.
-To Wy się
chyba dłużej znacie, ja tu nikogo nie znam- Harry zwiesił smętnie
głowę
-Nie martw
się mnóstwo ludzi nie zna tu nikogo- Ron nagle odzyskał głos.
-A my
jesteśmy dalekimi kuzynami i dlatego się znamy- dodała Monica.
-Ah czyli
jesteście z tych wielkich czarodziejskich rodów- oblał się
rumieńcem Harry.
-Ród
Blacków na pewno jest wielki i potężny, ale nie Wesleyowie-
rzucił z przekąsem Ron.
-Przypominam
Ci, że Wesleyowie też wywodzą się od Blacków- oburzyła się
Monica.
-No ale Ty
chłopie też jesteś z czarodziejskiej rodziny. Twoi rodzice też
skończyli Hogwart- uśmiechnął się Ron.
-Skąd Wy
to wiecie?- zdziwił się Harry.
-Stary,
każde dziecko wie kim jesteś i kim byli Twoi rodzice- dodał Ron.
-Tylko
dlatego, że jakiś czarownik zabił mi rodziców?- Harry wybrzuszał
oczy to na Rona to na Monice.
-Nie jakiś,
tylko najpotężniejszy- upomniał go Ron
Monica
zamyśliła się czy powiedzieć Harremu, że jej mama też zginęła
z jego rąk. Ale pomyślała, że w Hogwarcie będzie mnóstwo osób,
którym też kogoś zabito.
Nagle
drzwi przedziału otworzyły się. Ukazała się w nich dziewczyna z
burzą kasztanowych włosów na głowie. Towarzyszył jej zlękniony
pucułowaty chłopiec.
-Cześć
jestem Hermiona Granger, a to Neville Longbottom- przedstawiła się.
- Nie wiedzieliście tu może ropuchy, bo Neville swoją zgubił-
dodała.
-Nie,
niestety- uśmiechnął się do niej Harry.
-Ja wiem
kim jesteś. Jesteś Harry Potter. Przeczytałam o Tobie wszystko w
książkach o XX wiecznym czarnoksięstwie- ekscytowała się nowo
poznana dziewczyna.
-Eee, no to
spoko- Harry nie wiedział co odpowiedzieć.
-Boże
jakby o mnie pisali znalazłabym wszystko- popatrzyła na nich z
wyższością. - A Wy ja się nazywacie- zwróciła się do Rona i
Monic.
-Ja jestem
Ron Wesley a to Monica Black- przedstawił ich rudowłosy chłopak.
Dziewczyna jednak nie mogła ich wpasować w żadną książkę więc
tylko zmierzyła ich wzrokiem.
-No to my
idziemy- Hermiona złapała Nevilla za rękę i oddalili się w
poszukiwaniu ropuchy.
Kiedy tylko
opuścili ich przedział cała trójka wybuchnęła śmiechem, myśląc
o wywyższającym się zachowaniu nowo poznanej koleżanki.
Pociąg
zaczął zwalniać, dlatego rozpoczęli przebierać się w szkolne
szaty. Zatrzymali się na małej ciemnej stacji. Z daleka zobaczyli
olbrzyma wołającego – pirwszoroczni do mnie proszę.-
Harry
uradowany podbiegł do swojego olbrzymiego przyjaciela.
-Witaj
Hagridzie- podał mu rękę.
-Witaj
Harry, czas dostać się do zamku- wielkolud zagarnął pierwszaków
do małych łódeczek, by tradycyjnie przeprawili się przez
jezioro do Hogwartu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz