Minęło
kilka dni od napaści na Monicę, chłopcy nie odstępowali jej na
krok. Byli przerażeni, że Wiewiórka mogła zaatakować ich
przyjaciółkę. Wszyscy byli zdziwieni, że napastniczka zachowywała
się tak jakby nic się nie wydarzyło w tą pamiętną sobotę.
Starała się rozmawiać z innymi i była zaskoczona oschłym
traktowaniem. Młoda Blackówna zauważyła, że Draco częściej na
nią spogląda. Także dyrektor uważnie obserwował nowych uczniów.
Pewnego
wieczora w Pokoju Wspólnym pojawiło się ogłoszenie o pierwszych
zajęciach nauki latania na miotle. Wywołało to szczególne
podniecenie u uczniów, którzy wychowali się w rodzinach mugoli.
Harry chętnie słuchał każdej opowieści Monic i Rona o ich
doświadczeniach z miotłami. Ron z racji posiadania starszych braci
grał z nimi często w quidditcha. Była to popularna gra
czarodziejów, w którą grało się właśnie na miotłach. Monica
znowu często latała z ojcem po ich małym podwórku w Londynie.
Podobno odziedziczyła talent po matce Kate, która grała w drużynie
Gryffindoru w swoich czasach szkolnych na pozycji ścigającej.
Syriusz niestety nie był najlepszym graczem. Harry żałował, że
tak mało wie o swoich rodzicach i nie może z takim zapałem
opowiadać o swoich rodzicach, ale był ciekawy wszystkiego co
wiązało się z rodzinami swoich przyjaciół.
- Ron czym
zajmują się Twoi rodzice? - zapytał rozmyślając czym zajmują
się dorośli czarodzieje, bo na pewno nie są dyrektorami w
fabryce świdrów jak jego wujek Vernon.
- Moja mama
zajmuje się domem, a tata pracuje w Ministerstwie Magii. W
wydziale niewłaściwego użycia produktów mugoli- odpowiedział
lekko się czerwieniąc wiedząc, że zajęcia jego rodziców nie
są zbyt chwalebne.
- A Twoi
rodzice?- Harry zwrócił się do przyjaciółki.
- Tata jest
aurorem, czyli poluje na czarnoksiężników. A moja mama nie żyje,
zabili ją śmierciożercy- w jej oczach zaszkliły się łzy, na
wspomnienie o matce.
- Przykro
mi. A kim są śmierciożercy? - pytał dalej obejmując dziewczynę
ramieniem by ją pocieszyć.
- To byli
poplecznicy Sam Wiesz Kogo. Byli groźni tak jak on. - opisał ich
szybko Ron, by oszczędzić cierpienia kuzynce.
- Czyli i
Ty straciłaś kogoś przez tego … - oburzył się bliznowaty.
- Tak-
Monica oparła głowę o jego ramię. Hermiona widząc tą scenę
szybko podniosła się z pobliskiej puffy i uciekła krętymi
schodami do sypialni dziewczyn.
***
Nadszedł
dzień pierwszej lekcji latania. Wszyscy podekscytowani
stawili się na boisku quidditcha. Ustawili się koło
leżących na ziemi mioteł. Z drugiego końca stadionu
nadeszli Ślizgoni, co spotkało się z oburzeniem
Gryfonów. Pojawiła się pani Hooch. Zaczęła im
tłumaczyć jak powinni obchodzić się ze sprzętem. Mieli
wrażenie, że nie mówi o kiju do zamiatania tylko o
koniach. Było czuć w niej wielką pasję do swojego
„przedmiotu”. Kiedy zakończyła swój krótki wykład
kazała ustawić się bokiem do miotły i krzyknąć „ do
mnie”. Po boisku przetoczyło się echo ich głosów. Ku
zdziwieniu Harrego jego miotła szybko znalazła się w
jego dłoni. Monice też udało się za pierwszym razem.
Ron niestety miał pewne problemy ze swoją miotłą.
Potter nie wiedział, czy bardziej go cieszy fakt, że
Draco dostał swoją miotłą w nos czy to, że miotła
Hermiony przetoczyła się jakieś 50m. Dalej. Kiedy udało
się już wszystkim przywołać miotły, mieli ich dosiąść
i odbić się na parę metrów do góry. Niestety Neville,
który był okropną ciamajdą wzniósł się na wysokość
najniższej wieży zamku i spadł na ziemię. Kiedy pani
Hooch udała się z nieszczęśnikiem do Skrzydła
Szpitalnego, Draco zauważył żabę chłopca na ziemi obok
miotły. Szybko do niej podbiegł i odleciał do góry.
Harry nie zawahał się ani na sekundę. Podleciał do
Malfoya, ale ten zdążył już spuścić żabę.
Bliznowaty zanurkował za nią i na kilka metrów przed
ziemią zdążył ją złapać. Gryfoni zaczęli gromko
klaskać, jednak miny im zrzedły gdy zobaczyli biegnącą
do nich profesor McGonagall, której usta były tak wąskie
jak nigdy.
-
Potter do mnie, ale już- rozkazała mu. Chłopiec był
wystraszony. Myślał, ze to jego ostatnie minuty w szkole
i będzie musiał wrócić do swojej rodziny.
Ruszył
niechętnie za swoją opiekunką z bijącym sercem. Reszta
patrzyła za nimi, modląc się by dostał tylko jakąś
naganę.
***
Drzwi
z Pokoju Wspólnego otworzyły się. Pojawił się w nich
Harry z uśmiechem na twarzy. Jego przyjaciele odetchnęli
z ulgą. Chłopak usiadł na czerwonej pufie zaraz obok
Monic.
- I co?
masz szlaban?- zapytał Ron.
-
Nie, zostałem szukającym Gryffindoru. Do tego najmłodszym w
tym stuleciu- uśmiechał się od ucha do ucha. Wesley i Black
wytrzeszczali oczy ze zdumienia.
- No, nie wierzę- Monica zanosiła się uroczym śmiechem,
który przypominał świergot skowronka.
-
Ah i dowiedziałem się od Minerwy, że mój ojciec też nim
był- dodał wyraźnie dumny z siebie i z tego, że dowiedział
się czegoś o swoich rodzicach.
Do
pokoju weszli bracia bliźniacy rudowłosego i pogratulowali
mu dostania się do drużyny. Zdradzając mu, że sami też
grają jako pałkarze.
- Poszedłem
więc do Izby Pamięci, by dowiedzieć się czegoś więcej i wiesz
Monic co się okazało?- zapytał koleżanki.
- Nie mam
pojęcia- wpatrywała się w niego wyraźnie zainteresowana. W przeciwieństwie do Rona, która zaczął już grać w czarodziejskie szachy z pierwszakiem Deanem.
- Twoja
mama Kate grała w drużynie z moim tatą. Więc nasi rodzice
musieli się znać- spojrzał na nią w nadziei, że może dowie
się od jej ojca czegoś na temat swoich zmarłych rodzicieli.
- Nie wiem,
tata rzadko wspomina czasy szkolne. Ale mama była młodsza od
taty, więc podejrzewam, że tata niezbyt dobrze ich znał- szybko
wymyślała coś, choć przez chwilę miała ochotę powiedzieć mu
całą prawdę.
- Szkoda-
Harry wyraźnie się zasmucił.
Monica
odetchnęła z ulgą, że chyba nie będzie chciał kontynuować
tego ciężkiego tematu. Co raz bardziej ciążył jej ten
rodzinny sekret. Nadal obawiała się Hermiony, choć ta
zachowywała się nadal jakby wydarzenia z korytarza nie miały
miejsca. Nie wspomniała ani razu o tym, że odkryła ich sekret.
Czyżby problem Granger został rozwiązany?
***
W
gabinecie Dumbledora panował niezwykły zgiełk. Obrazy byłych
dyrektorów przyglądały i przysłuchiwały wydarzeniom z nie
ukrywaną ciekawością. Profesor krążył wokół swojego wielkiego
i ciężkiego drewnianego biurka. Na żerdzi obok portretu
prapradziadka Syriusza siedział piękny ptak, feniks. Nazywał się
Feweks. W dwóch obitych skórą fotelach ustawionych przed biurkiem
siedział Syriusz Black i Minerwa McGonagall, a w kącie czaił się
Severus Snape. Albus wyglądał na bardzo poruszonego.
- Wysłałem
swoich zwiadowców w poszukiwaniu informacji o tym kto stoi za
podżeganiem panny Granger- zaczął Dumbledore siadając na
krześle za biurkiem.
- Dowiedzieli
się czegoś istotnego?- zapytał ojciec Monic
- Niestety,
tak jak się spodziewałem. To Barty Potter chce dotrzeć do
swojego bratanka i sprawić, by znienawidził Ciebie- skierował
swój wzrok na ciemnowłosego potomka Blacków.
- Ten młody
gnojek wyszedł z Azkabanu?- nie wierzył przyjaciel Jamesa, cały dygocąc ze złości.
- Tak i
chce odzyskać prawa do Harrego- rzekł ze smutkiem.
- Nie
dopuszczę do tego choćby to miała być ostatnia rzecz w moim
życiu- krzyknął Syriusz zrywając się na nogi.
- Nikt z
nas tego nie chce. Dlatego musimy chronić naszą nadzieję-
zakończył Albus.
- Powiedzmy
mu teraz i tak chciałbym zobaczyć swoją córkę- już ruszał do
drzwi, gdy nagle odezwał się mistrz eliksirów.
- Wiem, że
zawsze byłeś głupi, ale żeby do tego stopnia? Nie możesz mu
powiedzieć teraz i nie możesz zobaczyć swojej latorośli, która
notabene jest bardziej podobna do Ciebie niż do Kate- zaśmiał
się szyderczo
- Nie
będziesz mi mówił co mam robić- Syriusz mierzył już w swego
szkolnego wroga.
- Spokój-
odezwał się wyraźnie zirytowany właściciel gabinetu.
Nieprzyjaciele
tylko mierzyli się wzrokiem. Obojgu nie podobało się, że muszą
współpracować w tak delikatnej sprawie.